Self care, Reuters i estetyczny content, czyli jak influencerzy reagują na wojnę w Ukrainie

Instagrammedia społecznościowe
social media
Ukraina
Katarzyna Jastrzębska
| 2.3.2022 | 1 komentarz
Self care, Reuters i estetyczny content, czyli jak influencerzy reagują na wojnę w Ukrainie
Zdroj: Shutterstock

Przede wszystkim zadbaj o siebie, nie ustawiaj nakładki z ukraińską flagą, kup sobie coś ładnego w ramach self care i przy okazji przekaż zysk na pomoc Ukrainie. Nie udostępniaj niebiesko-żółtych grafik, tylko sprawdzone informacje, pamiętaj o oddychaniu i w tym wszystkim nie zapomnij zdrowo się odżywiać. Wstaw zdjęcie z tajemniczym podpisem „pokój na świecie” i pamiętaj, że jesteś wystarczająca.

Czy to fragment filmu „Nie patrz w górę” albo podbijającej swojego czasu TikToka piosenki Bo Burnhama „Welcome To The Internet”? Nie, to skrót autentycznych reakcji influencerów na wojnę w Ukrainie.

Moja – trwająca przez kilka minionych dni – podróż po internecie przyniosła mi właściwie mało oryginalny wniosek: najtrudniej jest mówić prosto albo przyznać, że nie ma się nic do powiedzenia. Mamy więc przekrój: od instagramowej policji aresztującej za zdjęcie pączków w Tłusty Czwartek (i jednocześnie dzień wybuchu wojny) po influencerów podpinających sytuację w Ukrainie pod swoją markę osobistą albo estetykę profilu. Od wszechobecnych apeli o niepopadanie w panikę po marki robiące oparty na wojnie marketing.

Witamy w internecie

Często mówi się, że jednym z największych problemów internetu i mediów społecznościowych jest fakt, że wszyscy mogą być ekspertami od wszystkiego. I chociaż w wielu przypadkach jest to prawda, mam wrażenie, że ostatnie dni pokazały coś jeszcze. Wybuch wojny jakby obudził w użytkownikach social mediów mocne poczucie wyższości i potrzebę pokazania się nie tyle jako ekspert czy ekspertka, co jako ten, kto najlepiej i przede wszystkim najmądrzej przeżywa.

Popularnym i od lat w takich sytuacjach odgrzewanym żartem są kpiny z nakładek na zdjęcia profilowe i ogółem internetowego wsparcia. Wszyscy zapewne kojarzą te materiały pt. „Putin wycofuje inwazję, bo wystraszył się zalewu ukraińskich flag na zdjęciach profilowych”. Jednymi z pierwszych InstaStories, jakie w zeszły czwartek zobaczyłam, był właśnie napisany z wyższością tekst o tym, że dla autora prawdziwe wsparcie oznacza weryfikowanie informacji, a nie wrzucanie flag.

Moja – trwająca przez kilka minionych dni – podróż po internecie przyniosła mi właściwie mało oryginalny wniosek: najtrudniej jest mówić prosto albo przyznać, że nie ma się nic do powiedzenia.

Mam nadzieję, że wszyscy naśmiewający się z flag i udostępniania infografik wylądowali już w Ukrainie i właśnie bronią okupowanych regionów własnymi rękami, oczywiście wykorzystując do tego swoją wiedzę pochodzącą tylko z poważnych agencji informacyjnych.

Przez ostatnie dni odnosiłam wrażenie, jakby wszyscy w internecie chcieli się wypowiedzieć (co zrozumiałe), ale nie wszyscy potrafili przyznać, że czują się bezsilni i właściwie nie wiedzą, co mówić. I że – w obliczu rozdzielanych rodzin, ludzi zmuszonych do opuszczania swoich domów i zagrożenia życia – zaangażowanie poprzez czytanie tylko zweryfikowanych źródeł i kult racjonalizmu jest tak samo bez znaczenia, jak „emocjonalne” udostępnienie flagi. Choć oba te działania są wspierające w pośredni sposób i w tym sensie mają swoją wartość.

Marketing wojenny

Czy można krytykować markę, która przekazuje 100% swojego zysku na pomoc Ukrainie? Moim zdaniem tak, jeśli w grę wchodzi budowany na tragedii wojny marketing. W końcu zysk to nie tylko pieniądze, ale też np. sukces polegający na zbudowaniu emocjonalnej więzi z potencjalnymi klientami.

Stuprocentowo etyczny marketing nie istnieje, ale w tym wypadku za etyczne i w pełni akceptowalne uznałabym działania marek, które przekazują na wsparcie dla Ukrainy pieniądze zarobione już wcześniej, bez konieczności namawiania do zakupów w konkretnym terminie.

Wierzę, że za markami, szczególnie tymi mniejszymi, stoją ludzie, którzy autentycznie chcą pomóc, wykorzystując na przykład swoje zasięgi i PR. W strategii spod znaku „zysk z produktów kupionych w ciągu najbliższych 24 godzin przekazujemy na pomoc Ukrainie” dostrzegam jednak coś nieetycznego. Bo nadal jest to zachęcanie do kupowania i chociaż marka nie będzie miała z tego zysku finansowego (lub będzie miała mniejszy), zapisze się w świadomości klienta jako zaangażowana firma i ostatecznie wypromuje swoje produkty oraz wizerunek.

Stuprocentowo etyczny marketing nie istnieje, ale w tym wypadku za etyczne i w pełni akceptowalne uznałabym działania marek, które przekazują na wsparcie dla Ukrainy pieniądze zarobione już wcześniej, bez konieczności namawiania do zakupów w konkretnym terminie. Nie oceniam tego, ile ktoś przekazuje i na ile może sobie pozwolić, oceniam formę przekazu.

Kupowanie nowych rzeczy nie jest konieczne do pomagania. Choć wydaje się to oczywiste, nie jest w odbiorze tak spektakularne, jak przyjemna wizja wsparcia Ukrainy wspólnie z ulubioną marką i zachęcającymi do tego zaprzyjaźnionymi influencerami.

Self care i pozytywna energia

W social mediach pojawiło się też sporo narzekań na przebodźcowanie i przytłoczenie. W obliczu ostatnich kilku dni wydaje się to całkowicie zrozumiałe i normalne – problem pojawia się wtedy, kiedy influencerzy wszystko sprowadzają do siebie i swoich rozterek. I decydują się nie angażować w pomoc czy choćby rozpowszechnianie, bo mają dosyć negatywnej energii w swoim życiu.

To, że wielu z nas przeżywa, empatyzuje, ma złamane serce – to jasne. Ale content skupiający się głównie na naszej wygodzie jest dla mnie ponurą ilustracją neoliberalnego indywidualizmu.

Nie zawsze wygląda to tak czarno-biało, ale mój niepokój budzi już sytuacja, kiedy większość treści na jakimś profilu sprowadza temat wojny do self care osób obserwujących tę wojnę przez ekrany smartfonów. Na pewno dla niektórych zarówno tworzenie, jak i konsumowanie takich treści może być sposobem na radzenie sobie z sytuacją. Ale – no właśnie – to ktoś inny się w tej sytuacji bezpośrednio znalazł, a my obserwujemy ją z boku.

To, że wielu z nas przeżywa, empatyzuje, ma złamane serce – to jasne. Ale content skupiający się głównie na naszej wygodzie jest dla mnie ponurą ilustracją neoliberalnego indywidualizmu. Zastanawiam się, jak bardzo musimy czuć się wyalienowani, wkładając całą swoją energię w instagramowe eseje o komforcie osób śledzących całą sytuację z poziomu kanapy we własnym domu.

Neoliberalny indywidualizm próbuje nam wmówić, że jesteśmy w centrum wszechświata i że jesteśmy tam sami. Że nie ma czegoś takiego jak wspólny, kolektywny świat, w którym ludzie nawzajem się wspierają, nawet jeśli nie zawsze jest to wygodne. Chwalenie się nieczytaniem newsów, manifestowaniem pokoju i wreszcie wyciszeniem niekomfortowych informacji jest w social mediach trochę jak small talk – zupełnie normalne i powszechnie spotykane. Nie będę retorycznie pytać, czy wojna się skończy, jeśli się od niej odetniemy i będziemy wszystkich zachęcać do zajmowania się głównie sobą.

Wojna jest zła

W 2020 roku celebryci zamknięci w swoich willach śpiewali „Imagine”, żeby podnieść na duchu cały świat pogrążony w pandemii, dzisiaj to trudne zadanie wzięli na siebie influencerzy, tworząc przyjemne dla oka zdjęcia i rolki nawiązujące do aktualnej sytuacji.

Już samo dopasowywanie tematu wojny do konkretnej estetyki wydaje mi się głęboko niepokojące. Ale myślę, że ten pomysł ostatecznie dałoby się obronić, gdyby niósł za sobą jakąś wartość edukacyjną czy informacyjną. Na Instagramie mamy jednak sporo ładnego contentu z tajemniczymi hasłami o pokoju, końcu wojen na świecie itp. Dlaczego tajemniczymi? Bo nie wiadomo, o co w tych hasłach chodzi. Pod względem merytorycznym nie wnoszą nic nowego, nie opowiadają się nawet po żadnej ze stron, nie niosą ze sobą żadnej opinii. No, może poza opinią, że wojna jest zła.

Czy w social mediach wszystko musi być mądre i merytoryczne? Nie, ale robienie z wojny nowego trendu i budowanie zasięgów na cierpieniu wydaje mi się esencją braku wrażliwości i konformizmu. Tworzący taki content influencerzy zachowują się, jakby z jednej strony chcieli zająć stanowisko, z drugiej jednak nie zająć go zbyt mocno. Jest w tym też – podobnie jak w treściach o self care – spora doza indywidualizmu; duże skupienie na sobie i swojej kreatywności, za to zerowe skupienie na szerszym, systemowym ujęciu sprawy.

Slava Ukraini

Wszystkie powyższe zjawiska są typowym przykładem influencerskich absurdów, co do których myślę, że będą trwać tak długo, jak sam internet. I choć te absurdy bywają irytujące i niesmaczne, polskie wydarzenia z ostatnich dni – zarówno te internetowe, jak i te rzeczywiste - były też świadectwem wielkiej nadziei, jedności i bezinteresownej pomocy.

Ukraina cały czas potrzebuje wsparcia i wierzę, że niedługo będzie całkowicie wolna.

Jak pomóc Ukrainie? Aktualizowana lista linków i inicjatyw

W tym tekście zebrałyśmy poniżej linki do stron, zrzutek czy grup na Facebooku, które w różny sposób pomagają obywatelom i obywatelkom Ukrainy. Opisałyśmy też kilka dodatkowych pomysłów, jak pomóc.

 

 

Dyskusja dot. artykułu

W sumie 1 komentarz

Zostaw komentarz