Miłość niejedno ma imię, czyli jak funkcjonują układy poliamoryczne, poligamiczne, czy friends with benefits?

friends with benefits
miłośćpartnerstworelacjezwiązki
Kama Wojtkiewicz
| 15.2.2022
Miłość niejedno ma imię, czyli jak funkcjonują układy poliamoryczne, poligamiczne, czy friends with benefits?
Zdroj: Shutterstock

Lęk przed bliskością, pozabezpieczny styl przywiązania i pokaźne deficyty. Tak oceniane są osoby, które decydują się na nienormatywne formy relacji. Czy słusznie? O tym porozmawiałam z neuropsycholożką specjalizującą się w psychologii miłości, dr Olgą Kamińską.

Kama Wojtkiewicz: Nienormatywne formy relacji, takie jak poligamia, poliamoria, swingowanie, związki otwarte, czy friends with benefits, stają się coraz bardziej powszechne. Czy psychologowie uznają to za dysfunkcję, czy może naturalną ewolucję współczesnych relacji?

dr Olga Kamińska: Niektóre nurty psychologiczne będą upatrywać w takich relacjach przykładów tego, że nie potrafimy budować zdrowych więzi. Inne będą powoływać się na istniejące dane, psychologię ewolucyjną, różnice w stylach przywiązania. Jak patrzę na praktykę terapeutyczną, co potwierdzają wyniki badań naukowych, to widzę, że aktualizacja wiedzy w praktyce klinicystów zajmuje sporo czasu. Powtarzane są szkodliwe stereotypy, a wiedza proponowana przez wielu praktyków pochodzi z okresu ich własnych studiów. To również dotyczy innych grup. Skoro coś już wiem, to po co to sprawdzać? W najnowszych artykułach na temat poliamorii czy friends with benefits badacze często zwracają uwagę na to, że wyobrażenie na temat powodów, dla których ludzie wiążą się w nienormatywny sposób, jest zupełnie inne, niż pokazują to dane.

Mamy mylne wyobrażenia ze względu na normy społeczne, które mówią, że poliamoryści czy poligamiści to osoby z deficytami, o pozabezpiecznym stylu przywiązania, mające lęk przed bliskością?

Przede wszystkim wynika to z podejścia, w którym byliśmy uczeni. Szukamy informacji, które potwierdzają nasze przekonania, i jesteśmy mniej otwarci na nowe rzeczy. W narracji akademickiej nienormatywne formy relacji były przez długi czas uznawane za zaburzenie. Związki poliamoryczne kojarzono z ludźmi o unikającym stylu przywiązania, charakteryzującymi się wysokim lękiem przed bliskością. Najnowsze badania pokazują coś zupełnie innego. Takie osoby mają również bezpieczny styl przywiązania. Badania z ostatnich 2-3 lat pokazują, że układ typu friends with benefits jest korzystniejszy dla osób bezpiecznych niż tych ze stylem lękowo-ambiwalentnym. Trudno jest więc dokonywać ogólnych ocen, generalizować na wszystkie jednostki, bo może się okazać, że ostrożność terapeutów jest uzasadniona w pewnych przypadkach. Natomiast trzeba pamiętać, że dla niektórych osób relacja niemonogamiczna będzie świadomym wyborem albo etapem w życiu, który nie będzie powodował trudności.

Badania nad ssakami pokazują, że już na poziomie genetycznym jesteśmy w stanie określić skłonność danej osoby do tworzenia związków monogamicznych lub poligamicznych.

Jeżeli ktoś ma pozabezpieczny styl przywiązania, to najprawdopodobniej doświadczy problemów w relacji, nieważne, czy będzie ona mono-, czy poligamiczna.

Tak, ale układy niemonogamiczne będą silniej aktywizować pewne problemy. Dla osób lękowo-ambiwalentnych będzie to poczucie zagrożenia i bycia niewystarczającym. Tak samo jak układ friends with benefits często sprawia trudności osobom, które potrzebują sprawować kontrolę albo dla których jasne granice są ważne. To wszystko może przekładać się na większe poczucie zagrożenia, które może okazać się destabilizujące.

Jakie w takim razie potrzeby mogą zostać spełnione w układzie nienormatywnym, jakich monogamia nie jest w stanie zapewnić?

Układ poliamoryczny czy poligamiczny na poziomie idei zaprzecza temu, że jedna osoba powinna spełnić wszystkie nasze potrzeby i kwestie związane z emocjonalną bliskością. Jest to odrzucenie modelu miłości monogamicznej i wizji miłości romantycznej. W swojej książce, „Marriage, a History: How Love Conquered Marriage”, Stephanie Coontz pisze o tym, co definiuje podstawę związku według miłości romantycznej. Wymienia m.in. to, że nasz partner jest naszym najbliższym przyjacielem, wszystko, co dzieje się w związku, jest wyjaśniane, życie seksualne jest wpisane w relację, spełniamy wszystkie swoje potrzeby.

Osoby, które wchodzą w nienormatywne relacje, często robią to z powodu różnic światopoglądowych i na kanwie tego powstaje potrzeba stworzenia nowych, lepiej dopasowanych wzorców. Są często rozczarowane wizją miłości, w której jesteśmy skrajnie zaborczy, propagowane są wzorce patriarchalne, a po rozstaniu jesteśmy całkowicie odcięci od osoby, z którą tworzyliśmy bliską więź. Kończy się więc przyjaźń z partnerem czy partnerką. Po przeżyciu takiej straty może pojawić się potrzeba budowania związków opartych na innych normach, które pozwolą na większą otwartość, rozciągnięcie relacji poza ramy związku. Doświadczeniem osób poliamorycznych jest często potrzeba realizowania pragnienia bliskości z wieloma osobami. Akceptowania tego, kim się jest i co się czuje.

Pojawia się pytanie, w jakim stopniu jest to instrumentalne i hedonistyczne traktowanie relacji i czy powinniśmy być otwarci, co do naszych intencji?

Nie uważam, aby wszystkie osoby były zdolne do funkcjonowania w układach monogamicznych, jak i poliamorycznych. Badania nad ssakami pokazują, że już na poziomie genetycznym jesteśmy w stanie określić skłonność danej osoby do tworzenia związków monogamicznych lub poligamicznych. Jeśli dwoje rodziców ma zapis genowy świadczący o mniejszej monogamiczności, ich dzieci będą miały większą skłonność do rozwodów, życia w związkach nieformalnych, zdrady. To badanie jest przez pewną grupę badaczy krytykowane, bo nie mamy wystarczającej ilości danych, żeby w pełni potwierdzić te wyniki. Traktuję to jednak jako pewną inspirację i czekam na kolejne doniesienia. Ciekawe są również badania nad nornikami preriowymi, które pokazują, że w momencie blokowania receptorów oksytocyny, zwierzęta te były mniej skłonne do budowania typowych dla siebie relacji monogamicznych. Podłoże biologiczne może więc ostatecznie decydować o tym, czy jako jednostki będziemy wchodzić w relacje z wieloma osobami naraz.

Do tego dochodzi wspomniana przez Ciebie presja, aby jedna osoba spełniała wszystkie nasze potrzeby. Była naszym przyjacielem, kochankiem, opiekunem, towarzyszem. A przecież w relacji heteroseksualnej, w której partnerka jest np. biseksualna, mogą pojawić się pewne potrzeby, których partner nie zdoła zapewnić.

W związku naturalnie przechodzimy przez etapy, które są związane z wybuchem namiętności, fazą zakochania, potem stabilizacją. W fazie przywiązania często pojawia się silna tęsknota za ekscytacją, gorącym seksem, pożądaniem. Osoby poliamoryczne mogą w takim momencie powiedzieć: „Kocham Cię i chcę być z Tobą w stałym związku, ale mam potrzeby, których nie możesz mi zapewnić”. Pojawia się pytanie, w jakim stopniu jest to instrumentalne i hedonistyczne traktowanie relacji i czy powinniśmy być otwarci, co do naszych intencji? Układ poliamoryczny wymaga wypracowania umiejętności w obszarze komunikacji, a to w kulturze Zachodu sprawia niemałe trudności. Możemy ustalić pewne rzeczy na początku przedefiniowywania relacji, ale emocje, które pojawią się w trakcie zmian, wymagają zaopiekowania się i weryfikacji. Nie musimy trzymać się pierwotnych ustaleń, jeśli taki układ w pewnym momencie przestanie nam odpowiadać. Tu potrzebna jest pewnego rodzaju miękkość i elastyczność.

dr Olga Kamińska

Fot. Adam Tuchliński

Doktor z zakresu neuropsychologii, wykładowczyni, przedsiębiorczyni. Odbyła wiele zagranicznych staży w prestiżowych ośrodkach badawczych w Niemczech, Stanach Zjednoczonych oraz Australii. Ukończyła szkolenie trenerów dla par w Instytucie Gottmana, jednego z najbardziej wpływowych ośrodków badawczych w zakresie relacji romantycznych na świecie. W swoim dorobku ma publikacje naukowe w najlepszych branżowych periodykach. Ponadto zajmuje się popularyzacją nauki, między innymi w książce „#LOVE. Jak kochać w XXI wieku”, podcastach, wykładach, jak również w formie wywiadów i artykułów w prasie (Vogue, Zwierciadło, Wysokie Obcasy) i telewizji (TVN, Polsat). Prowadzi programy mentoringowe dla menedżerów i menedżerek z zakresu zdrowia psychicznego dla firm m.in. PwC, Alcon.  

Bez komunikacji i jasno postawionych granic, może pojawić się zazdrość albo poczucie, że nie jesteśmy dla kogoś wyjątkowi. Inna sytuacja jest wtedy, kiedy związek monogamiczny po latach postanawia się otworzyć albo swingować. Czy wtedy mamy do czynienia z takimi samymi potrzebami i problemami jak w poliamorii?

W przypadku zazdrości kwestia przełamywania normy kulturowej jest niezwykle istotna. Według badań antropologów kulturowych, m.in Margaret Mead, w społeczeństwach, w których norma monogamiczna nie została ustalona, zazdrość się nie pojawiała. To pokazuje, jak kontekst kulturowy kształtuje nasze zachowania. Nie odbieramy rzeczywistości obiektywnie i uniwersalnie, tylko przez pryzmat relatywizmu, różnych modeli kulturowo-społeczno-psychologicznych. Co za tym idzie, nie w każdej kulturze będziemy reagować zazdrością na naszego partnera w relacji z kimś innym. Samo otwarcie związku będzie się jednak wiązało z ryzykiem np. utraty ważnej dla nas osoby, czy naszej pozycji w jej życiu. Wypowiedzenie swojej potrzeby otwarcia związku na głos może być już odebrane jako zakończenie relacji. Wymaga to też przejścia dużej transformacji związku. To z kolei wiąże się z przedefiniowaniem tego, kim jesteśmy jako para w nowym układzie, w jaki sposób definiujemy kwestię bliskości i co jest istotą relacji, skoro wyłączność seksualna już nią nie jest?

Poliamoria

Wszyscy w miłości mamy różne potrzeby, style i preferencje. Niektórzy z nas – takie, by móc być w romantycznej relacji z więcej niż jedną osobą naraz. Porozmawiajmy o poliamorii – bez demonizowania, idealizowania i udawania, że wiemy lepiej.

CAŁY TEKST Marty Nowak: Radości, trudności i różne miłości. O poliamorii na spokojnie

 

 

 

Poczucie zazdrości o partnera to nie tylko kwestia norm społecznych, ale też naszej neurochemii, o czym piszesz w swojej książce „LOVE. Jak kochać w XXI wieku”. Oksytocyna i wazopresyna odgrywają istotną rolę w przywiązaniu. Czy układy poligamiczne, poliamoryczne lub otwarte są w zgodzie z neurochemią naszego organizmu?

Pojawia się pytanie, czy wszyscy mamy podobną liczbę receptorów oksytocyny i skłonność do wchodzenia w związki monogamiczne? Nie mamy jeszcze narzędzi badawczych, które pozwoliłyby nam taką tezę zweryfikować. Na pewno obserwujemy różne tendencje w tym obszarze i fluktuacje w czasie związku, np. na początku przechodzimy przez okres biologicznego zacieśniania się więzi z jakąś osobą. Kiedy jesteśmy zakochani, na poziomie fizycznym czujemy pociąg do drugiej osoby, obniża nam się poziom serotoniny, mamy wręcz obsesję na jej czy jego punkcie. Wtedy możemy mieć mniejszą skłonność do otwierania związku. Wysoko punktowanych badań nad osobami poliamorycznymi jest raptem kilka. Nie wiemy więc, czy faza zakochania u takich osób wiązałaby się z podobnymi doświadczeniami. Wiemy natomiast, że z czasem, kiedy układ nagrody się wycisza, zakochanie wygasa, a my przechodzimy w stan większego przywiązania, pole percepcyjne się rozszerza i zaczynamy dostrzegać inne opcje. Wiele par doświadcza wtedy silnego spadku satysfakcji w sferze seksualnej i często nad tym nie pracuje. W takich związkach osoby rzadko dyskutują o swoich potrzebach i potencjalnym otwieraniu relacji. Łatwiej jest odwrócić głowę. Powiedzenie partnerowi o swoich pragnieniach i poszukanie wspólnego rozwiązania jest aktem odwagi i intencjonalnego zadbania o związek.

Porównując pokolenie naszych dziadków, którzy wiązali się ze sobą na całe życie, ze współczesnymi młodymi dorosłymi, obserwuję większą potrzebę życia w zgodzie ze sobą, autonomii i mniejszą tendencję do konformizmu. To chyba prowadzi do tego, że lepiej komunikujemy swoje potrzeby w relacji?

Tak, choć druga strona medalu jest taka, że jesteśmy mocniej nastawieni na hedonizm i zaspokajanie wyłącznie własnych potrzeb, co sprawia, że budowanie głębokich relacji, gdzie przechodzimy przez trudne etapy, pracujemy nad związkiem, jest często niemożliwe. Jednocześnie mam poczucie, że warto jest zachęcać ludzi do tego, aby w momencie kryzysu czy konfliktu w relacji szukali źródła problemu i nowych rozwiązań, a nie od razu rezygnowali ze związku.

Według badań antropologów kulturowych w społeczeństwach, w których norma monogamiczna nie została ustalona, zazdrość się nie pojawiała. To pokazuje, jak kontekst kulturowy kształtuje nasze zachowania.

Można przecież pójść na terapię par albo otworzyć związek. Uznać, że nasza seksualność jest płynna i zmienia się w czasie, tak samo jak nasze potrzeby, które wymagają aktualizacji na różnych etapach życia.

Ciekawie adresuje to kontynuacja „Seksu w wielkim mieście”, czyli „I tak po prostu”, gdzie widać, ile zmieniło się w narracji wokół relacji i seksu w przeciągu 20 lat. Podoba mi się gotowość, aby konfrontować się ze zmianami, zamiast im zaprzeczać, czy przed nimi uciekać. W momencie, w którym zaczynamy mówić o innych formach wiązania się, pozwalamy sobie na potencjalne odkrycie tego w sobie, zamiast karać się za to, że odczuwamy swoje potrzeby inaczej. Drzemie w tym ogromny potencjał na pełne odczuwanie swojej seksualności i partnera lub partnerki jako osoby, która po latach może być zupełnie inna niż na początku relacji. Zmiana może ostatecznie prowadzić do tego, że związek będzie szczęśliwszy, np. po otwarciu czy redefinicji. Jednocześnie pojawia się pytanie, czym był ten związek, jakie potrzeby spełniał, jeśli nie do końca mogłam powiedzieć o tym, co czuję, partnerowi?

Na pewno są pary, które decydują się na otwarcie związku, po czym dochodzą do wniosku, że to nie dla nich. I to może paradoksalnie umocnić relację, bo przewartościowuje to, co jest dla partnerów ważne, a co należy tylko do sfery fantazji.

Wiemy, że coś jest nie dla nas, bo tego spróbowaliśmy, więc nie urasta to do rangi wielkiego, niespełnionego marzenia. Warto mieć świadomość, że po otwarciu relacji będziemy chcieli wrócić do czegoś, co było, ale nie będzie już takiej możliwości. Dlatego szukajmy rozwiązań, na które obie osoby będą gotowe, i spróbujmy je stopniować. Zanim umówimy się na swingowanie, obejrzyjmy wspólnie film pornograficzny albo poobserwujmy, jak jedna osoba się masturbuje, oglądając kogoś innego. Eksplorujmy, zamiast rzucać się na głęboką wodę. Ważna jest też kwestia kultury otwartej rozmowy. Nie idziemy dalej, dopóki nie damy drugiej osoby szansy na wypowiedzenie się i uznanie danej decyzji. Nie chodzi tu o demonizowanie monogamii, tylko pokazanie, że spektrum relacji jest szerokie, a normy społeczne stale się aktualizują. Dlatego warto dawać sobie przyzwolenie na poszukiwanie, odkrywanie, a nie uznawać, że jedna forma relacji jest lepsza od drugiej.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz