Jego doskonałe ciało. Czy mężczyźni też potrzebują swojego ruchu ciałopozytywności?

body image
bodypositivity
ciałopozytywność dla mężczyzn
feminista
Matouš Hrdina
| 27.1.2022
Jego doskonałe ciało. Czy mężczyźni też potrzebują swojego ruchu ciałopozytywności?
Zdroj: Shutterstock

Człowiek stoi przed lustrem i zamartwia się, że jest za gruby, za chudy, nieforemny, ma za mało mięśni albo złą cerę. Jego ciało wszem i wobec obwieszcza, że zawiódł. To sytuacja dobrze znana kobietom, ale ostatnimi czasy coraz częściej doświadczają jej również mężczyźni. W odróżnieniu od kobiet nie są jednak przyzwyczajeni do mówienia o wątpliwościach i lękach dotyczących ciała.

Kiedy okazało się, kim jest i jak wygląda partner popularnej amerykańskiej demokratycznej kongresmenki Alexandrii Ocasio-Cortez, nikt się tym specjalnie nie interesował. Niedługo później jednak brytyjska dziennikarka Marie Le Conte ogłosiła na swoim Twitterze, że zarośnięty rudy programista wygląda jak wyciągnięty ze śmietnika szop pracz, co wywołało falę internetowego linczu na mężczyźnie, który zdaniem internautów nie dorasta do pięt swojej atrakcyjnej partnerce.

Afera ta dobrze pokazuje, jak bardzo debata o męskiej cielesności pozostaje w tyle za debatą o cielesności kobiecej. Wystarczy wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby skrytykowano partnerkę znanego mężczyzny tylko dlatego, że jest mniej atrakcyjna fizycznie niż on. Szop pracz nie był wcale osamotnionym przypadkiem – swój przydział hejtu otrzymał na przykład Ed Sheeran po opublikowaniu zdjęć wytatuowanej klatki piersiowej.

Obecnie ideał męskiego ciała to kulturysta – hiperseksualny mięśniak, który na bieżąco śledzi aktualne trendy fitness, a dla urozmaicenia swojego wizerunku co najwyżej zapuszcza zarost czy sprawia sobie okulary.

Podejście społeczeństwa do kobiecej cielesności na pewno nie jest idealne. Lecz przynajmniej w niektórych krajach lub warstwach społecznych osiągnęło ono etap, w którym producenci kosmetyków – choćby z pobudek merkantylnych – przygotowują kampanie zorientowane na naturalne piękno, czasopisma prezentują na okładkach modelki plus size, zaś feministyczne memy głoszą, iż każde ciało zasługuje na bikini.

Jednakże męskie media lifestylowe i kultura w ogóle wciąż forsują przekonanie, że jedyny ideał męskiego ciała to kulturysta – hiperseksualny mięśniak, który na bieżąco śledzi aktualne trendy fitness, a dla urozmaicenia swojego wizerunku co najwyżej zapuszcza zarost czy sprawia sobie okulary. Gdyby wziąć tytuły artykułów z dowolnego mainstreamowego czasopisma dla mężczyzn i zmienić rodzaj na żeński, otrzymalibyśmy tekst rodem z lat 50.

To nie wina kobiet

Absurdalne wymagania dotyczące standardów męskiej urody istnieją wprawdzie od wieków, ale prawdopodobnie nigdy zjawisko to nie było aż tak toksyczne. W dzisiejszych czasach wszystko utrudnia kultura Instagrama, aplikacje randkowe czy boom na filmy o superbohaterach, których proporcje ciała są z roku na rok coraz mniej osiągalne. Typowym przykładem może tutaj być Wolverine w wykonaniu Hugh Jackmana, który w ciągu ostatnich dwudziestu lat z naturalnie umięśnionego mężczyzny stał się żywym obrazem z atlasu anatomii.

Konsekwencje tego trendu są absolutnie tragiczne. Począwszy od olbrzymiego wzrostu przypadków zaburzeń żywienia wśród mężczyzn, których liczba przykładowo w Wielkiej Brytanii w okresie 2010–2016 zwiększyła się o 70%. W Czechach również w podobnym tempie rośnie liczba mężczyzn anorektyków czy bulimików, zaś oficjalne statystyki to tylko wierzchołek góry lodowej, ponieważ większość z nich w ogólne nie trafia do lekarza czy terapeuty.

 

Tall body positivity. Osobista opowieść o tym, z czym mierzą się wysokie kobiety

Zdjęcia dziewczyn, które z nadzieją na akceptację, miłość i zmianę z dumą lub lekką niepewnością odsłaniają większy brzuch, blizny albo fakt posiadania małego biustu, wyskakują mi na Instagramie już od jakiegoś czasu. Może to dobry moment, żeby do ruchu ciałopozytywności dołączyli też wysocy ludzie. Mam 32 lata, 195 centymetrów wzrostu, jestem szczęśliwie zakochana w swoim mężu, mamy dwie wspaniałe córki. Może właśnie przez wzgląd na nie zastanawiam się nad tym, jak nasze społeczeństwo postrzega ludzi wysokich.

Czytaj więcej

Jeszcze bardziej symptomatyczny jest wzrost przypadków dysmorfii mięśniowej – chorobliwego uzależnienia od ćwiczeń i budowania jak największej masy mięśniowej, co łatwo można powiązać z dzisiejszymi nierealistycznymi obrazami męskich ciał w popkulturze. Do tego niemal automatycznie dochodzą depresja, stany lękowe, nadużywanie sterydów i innych środków zwiększających wydajność, trudności w relacjach partnerskich i cały szereg innych problemów, które kończą się samobójstwem.

Nikt nie jest doskonały

Niekończące się wymagania dotyczące idealnie proporcjonalnego ciała są w stanie dopaść każdego – z krytyką internautów odnośnie rzekomo niewystarczająco umięśnionego brzucha spotkał się ostatnio nawet aktor Jason Momoa (Aquaman i Khal Drogo w Grze o tron), jedna z największych gór mięśni w Hollywood.

To pewne, że sposób, w jaki mężczyźni traktują swoje ciała i jak o nich mówią, stanowi jeden z problemów naszego społeczeństwa. Wyżej wspomniane konsekwencje nie ulegają wątpliwości, lecz żeby pójść dalej w debacie na ten temat, należałoby wpierw ustalić, dlaczego znaleźliśmy się w takim punkcie. I to właśnie tutaj często pojawiają się dość wątpliwe argumenty. Mężczyźni nierzadko obarczają winą za tę sytuację kobiety, utrwalając tym samym – świadomie bądź nie – seksistowskie stereotypy.

Dostaje się kobietom o powierzchownym guście, matkom, które mają zbyt wygórowane wymagania wobec swoich synów, czy złym feministkom, próbującym przeforsować dominację swojej płci. Wspólne jest dla nich to, że stanowią zagrożenie z zewnątrz, zwalniając tym samym mężczyzn z konieczności szukania przyczyn problemu w sobie samych. Debata nagle nabiera koślawego wymiaru politycznego, zaś od przekonania, że odpowiedzialność za męską niepewność i rzekome niedostatki fizyczne ponoszą kobiety i ich wymagania, już niedługa droga do internetowych subkultur szowinistycznych redpillerów czy pełnych nienawiści, sfrustrowanych inceli. Ci z kolei stanowią doskonałe źródło rekrutów dla prawicowego ekstremizmu.

Merkantylizacja lęków

Obraz idealnych kobiecych i męskich ciał jest tworzony przede wszystkim przez przemysł reklamowy, a za jego pośrednictwem przez ludzi, którzy mają interes w podsycaniu lęków i niepewności dotyczących ciała. Poczynając od centrów fitness, poprzez domy mody, aż po producentów kosmetyków. Ostatecznie mężczyźni odczuwają większość lęków związanych z cielesnością nie w konfrontacji z kobietami, lecz z innymi mężczyznami i to właśnie wobec nich czują się niewystarczający lub mają potrzebę rywalizacji. Kobiety nie zyskują na męskich wątpliwościach odnośnie cielesności, ale inni mężczyźni już tak.

Mężczyźni nagle orientują się, że są w centrum kobiecego fizycznego pożądania, i wpadają w panikę, że pozostaną na uboczu, odrzuceni i niechciani.

Mimo iż w związku z wyżej wymienionymi seksistowskimi trendami takie stwierdzenie to stąpanie po cienkim lodzie, nie można wykluczyć również tego, że kobiety rzeczywiście odgrywają rolę w kwestii męskich lęków dotyczących cielesności. Jednak robią to w sposób, za który trudno je jakkolwiek obwiniać. Wprawdzie rewolucja seksualna na Zachodzie miała miejsce już kilkadziesiąt lat temu, ale dopiero ostatnimi czasy w mediach i przestrzeni publicznej normą stały się otwarcie seksualizowane obrazy mężczyzn, widzianych i ocenianych przez heteroseksualne kobiety.

Mężczyźni nagle orientują się, że są w centrum kobiecego fizycznego pożądania, i wpadają w panikę, że pozostaną na uboczu, odrzuceni i niechciani. Znajdują się zatem w pozycji, z którą kobiety zmagają się od wieków, więc trudno je za cokolwiek obwiniać. Dlatego warto byłoby wyciągnąć wnioski z kobiecego doświadczenia i zacząć prowadzić debatę wokół męskiej cielesności na takich samych zasadach i przy użyciu tych samych mechanizmów, które z biegiem czasu wypracował ruch feministyczny.

Ostatnimi czasy pojawiają się już pierwsze oznaki ruchu męskiej ciałopozytywności na większą skalę, ale jeśli taka inicjatywa ma powstać i funkcjonować, logicznym jest, że powinna być tworzona przez mężczyzn dla mężczyzn, podobnie jak kiedyś w przypadku kobiet. Narzekanie na to, że oprócz uprzedmiotowienia kobiet mamy teraz również uprzedmiotowienie mężczyzn, nie ma większego sensu – należy raczej uczyć się, jak zżyć się ze swoim ciałem. Wspierać się wzajemnie, bronić się przed tymi, którzy czerpią zysk z lęków dotyczących cielesności, i wyzwolić się z sieci absurdalnych wymagań i dogmatów, które mężczyźni – jak zawsze – narzucają sobie przede wszystkim sami.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz