Tall body positivity. Osobista opowieść o tym, z czym mierzą się wysokie kobiety

bodyneutrality
bodypositivityciało
ciałoneutralność
ciałopozytywnośc
wychowanie
Jana Slabá
| 9.11.2021
Tall body positivity. Osobista opowieść o tym, z czym mierzą się wysokie kobiety
Zdroj: Shutterstock

Zdjęcia dziewczyn, które z nadzieją na akceptację, miłość i zmianę z dumą lub lekką niepewnością odsłaniają większy brzuch, blizny albo fakt posiadania małego biustu, wyskakują mi na Instagramie już od jakiegoś czasu. Może to dobry moment, żeby do ruchu ciałopozytywności dołączyli też wysocy ludzie. Mam 32 lata, 195 centymetrów wzrostu, jestem szczęśliwie zakochana w swoim mężu, mamy dwie wspaniałe córki. Może właśnie przez wzgląd na nie zastanawiam się nad tym, jak nasze społeczeństwo postrzega ludzi wysokich.

Ludzie się na mnie gapią. Bardzo. Codziennie spotykam kogoś, kto robi wielkie oczy na mój widok. Jedni przechodzą obok, inni się zatrzymują, a wielu z nich ma potrzebę komentowania mojego wyglądu. To prawda, mam prawie dwa metry wzrostu, ale to chyba jeszcze nie daje każdemu prawa do rozmawiania ze mną tak, jak z koleżanką ze szkoły. Zadziwiające, jak wielu ludzi bez przywitania pyta: „Ile ty masz wzrostu?“ albo „Jaka jest pogoda tam na górze?“, uznając to za całkowicie naturalne. Często padają pytania dodatkowe: czy moi rodzice też są tacy wielcy, jaki mam numer buta, czy uda mi się kiedyś znaleźć partnera wyższego ode mnie albo pytanie klasyk – czy gram w kosza.

Spotykasz się z dziwnymi komentarzami ze względu na wysoki lub niski wzrost?

Wysokie uprzedzenia

Pytania zmieniają się wraz z sylwetką. Kiedy byłam szczuplejsza, uważano mnie za modelkę. Jak tylko przytyłam, w oczach przechodniów stałam się koszykarką albo siatkarką. Dzisiaj podobne rozmowy są dla mnie oznaką nieumiejętności zachowania się lub braku refleksji. Już nie myślę, że to ze mną jest coś nie tak. Dlatego w zależności od nastroju na uwagi typu „Wow, jaka pani wielka!“ odpowiadam: „Wow, jaka pani spostrzegawcza!“, albo tylko „No jestem“.

Wierzę, że ludzie nie mają niczego złego na myśli i powoduje nimi szczere zdziwienie. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że właśnie takie słowa mogą ranić nastoletnie dziewczyny. I wiem o czym mówię.

Nie wydaje mi się, aby wzrost był dobrym tematem do small talku z obcymi. Wierzę, że ludzie nie mają niczego złego na myśli i powoduje nimi szczere zdziwienie. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że właśnie takie słowa mogą zranić nastolatkę, która nie jest ze sobą w pełni pogodzona i nie zapisała się na kurs tańca towarzyskiego, bo byłaby najwyższa w grupie i nikt nie chciałby z nią tańczyć. A wiem o czym mówię. Możliwe, że zupełnie niepotrzebnie pozbawiłam się radości z tańca, z poczucia wspólnoty, a także czasu spędzonego z rówieśnikami. Kto wie, może gdyby już wtedy istniał hasztag „bodypositivity“, byłoby inaczej.

Tak czy siak, bycie wysokim to świetna zabawa. Czuję się wszędzie jak w kąciku dla dzieci. Krojąc warzywa w prawie każdej kuchni proszę się o ból pleców. Siadając na desce w toalecie robię porządny przysiad. W większości luster nie widać mojej głowy. W domu musieliśmy przerobić wszystko pod siebie. Blaty kuchenne, umywalki, toaletę, łóżko... Jak na ironię, teraz w naszym lustrze nie widzą się moje niższe koleżanki. W tramwajach regularnie obrywam poręczą po głowie, a z podróży samolotem zostają mi na kolanach odciski we wzorek kieszeni fotela przede mną. Jeżeli zagapię się przed drzwiami – obojętnie jakimi – zazwyczaj walę czołem w futrynę. Ale nawet do tego można się przyzwyczaić, dlatego zapobiegawczo chodzę z głową przechyloną na bok. Albo się garbię, więc mając trzydzieści lat przypominam staruszkę.

Wzrost w liczbach

  • Polki, ze średnią wzrostu 165 cm, niewiele mniejszą od średniej europejskiej, znajdują się na 33 miejscu na świecie. Dla przykładu nasze sąsiadki z Czech są na trzecim miejscu razem z Estonkami, Serbkami i Islandkami (168 cm). Wyższe od nich są tylko mieszkanki Danii i Norwegii (169 cm) oraz Czarnej Góry (170 cm).
  • W latach 1896–1996 nasz wzrost zwiększył się o ok. 15 cm. Zgodnie ze statystykami rosną wszyscy, ale najbardziej mieszkańcy krajów dobrobytu. Wyniki badań wskazują, że na wzrost oprócz genetyki wpływają też czynniki takie jak powodzenie kraju, jakość opieki zdrowotnej i standardy odżywiania.
  • Zdaje się, że wzrost ma swoje „zdrowe granice“, w ramach których ludzki organizm jest jeszcze w stanie normalnie funkcjonować. Dlatego średnia wzrostu w krajach, których mieszkańcy już teraz należą do wysokich, nie będzie się wyraźnie zwiększać.

 

Na całe szczęście wszyscy „wiemy”, że wysocy ludzie są silni i odporni psychicznie, w dodatku są też zręczni, potrafią ciężko pracować i mają wrodzony autorytet, prawda? Po wysokiej dziewczynie od razu widać, że uniesie nawet najcięższe pudła. To chyba oczywiste, że podczas gdy inne, drobniejsze i delikatniejsze dziewczyny sobie odpoczną, ja zrobię całą resztę. Zawsze tak to wyglądało, kiedy pracowałam dorywczo i co ciekawe, sama nie widziałam w tym nic złego. Miało to sens. Wszyscy mamy jasno zdefiniowane oczekiwania zarówno względem ludzi niskich, jak i wysokich. Wysocy ludzie nigdy nie będą uroczy, a wysokie dziewczyny nie będą wydawały się delikatne. Jak się pewnie domyślacie, powiedzenie „małe jest piękne“ należy do moich ulubionych. Wysokie dziewczyny mogą na szczęście zmienić swoje wewnętrzne nastawienie. Do tego potrzebują miłości i uważności.

Mam jeszcze jeden ulubiony temat, mianowicie ubrania. Bo szata jednak trochę zdobi człowieka. Poprzez swój styl dajemy wyraz temu, co lubimy i kim się czujemy, ale u wysokich osób nie zawsze działa to w ten sposób. Szukanie ubrań i butów należy do zadań w rodzaju „mission impossible”. Sprzedawczynie w sklepach często witają mnie słowami: „No na panią to nic nie mamy“. Już od dawna noszę spódnice i sukienki, bo po prostu nie da się znaleźć spodni, które by mi pasowały. Wszystkie rękawy są za krótkie, zaszewki na piersiach zawsze są wyżej niż być powinny a znalezienie naprawdę długiego płaszcza graniczy z cudem. Dziękuję niebiosom za trend oversize, bo dzięki niemu wreszcie udało mi się trochę uzupełnić garderobę.

Dystans jako życiowa konieczność

Zabawne było też szukanie sukienki ciążowej na zimę. Kategorie „tall” i „mom” prawie nigdy nie przecinają się w jednym punkcie. Z butami jest jeszcze gorzej. Marzę o ładnych mokasynach, z jakimś wyraźnym wzorem, o lakierkach, które nie wyglądają na męskie, a najbardziej o klasycznych beżowych szpilkach! Tyle że producenci obuwia z góry zakładają, że jak ktoś ma nogę w moim rozmiarze, czyli 44, to na pewno nie chce nosić obcasów, bo przecież jest już wystarczająco wysoki! A ja tak bardzo chciałabym czasem zastukać obcasami z poczuciem, że mam na sobie kompletnie satysfakcjonujący outfit. Oczywiście mogę pocieszać się faktem, że na zdjęciach grupowych i tak nie widać moich nóg, bo zawsze stoję z tyłu.

To wszystko potrafi stać się porządną kulą u nogi. Ja już na szczęście umiem się z tego śmiać i lubię swój wzrost. Bez niego nie byłabym sobą. Poza tym i tak nie pozostaje mi nic innego, niż go przyjąć. Wszystkie opisane sytuacje zahartowały mnie na tyle, że swój wzrost traktuję jak coś normalnego. Lubię się z siebie śmiać. Mówić, że jak robię zdjęcia, to tylko lotnicze, a jak się przewracam, to tylko z niebezpiecznej wysokości. Dobrze się bawię.

Ja już raczej wygrałam moją bitwę z wyobrażeniami społeczeństwa na temat normalności. Wiem jednak, że czeka mnie kolejna u boku mych córek.

Dużą rolę w przyjęciu samej siebie odegrało to, że w ramionach mojego męża chowam się już od liceum i nie miałam okazji do obaw, że nigdy nie znajdę nikogo wyższego od siebie. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, że szukam teraz partnera życiowego, a jednym z moich wymaganych parametrów jest to, aby był odpowiednio wysoki. Na pewno pomogło mi też to, że dla mojego wzrostu znalazłam „zastosowanie“. Przez długi czas rzeczywiście grałam w profesjonalną koszykówkę a w grupie „moich ludzi“ za bardzo nie odstawałam. Kiedy przestałam grać, byłam już pewna siebie i wzrost nie stanowił dla mnie problemu.

I chociaż wciąż nie mam wymarzonych szpilek, to już raczej wygrałam moją bitwę z wyobrażeniami społeczeństwa na temat normalności. Wiem jednak, że czeka mnie kolejna u boku mych córek. Na placu zabaw ludzie regularnie pytają: „A córeczka ile ma lat?“. Może dlatego nie lubię tych miejsc. Codziennie spotykamy się z uwagami, że nasza czteroletnia córka, która już teraz ma 122 cm wzrostu, jest bardzo duża. „Myślę, że jest w sam raz!“, odpowiadam, zaskakując tym większość ludzi. Potem wysłuchuję kolejnych odkryć: „Ma to po mamie, pani też jest bardzo duża“. Po chwili, jak im się zrobi głupio, stwierdzają, że jest też uzdolniona. „Zwłaszcza sportowo!“, dodają.

Proszę, już wystarczy. Przestańcie już komentować. Nie ze względu na mnie, bo mnie to nie rozstroi, ale czy moje dzieci muszą tego słuchać? Nie podoba mi się, że już od małego wciska im się do głów, że są duże – za duże. Jakie wnioski mają z tego wyciągnąć? Ja też staram się nie komentować wyglądu cudzych dzieci w ich obecności, mówić, że mają za rzadkie włosy, nadwagę lub zeza. Zapewne zawsze będą istnieli tacy, którzy reagują na odmienność w wyglądzie. Dlatego myślę, że najlepiej zrobię otwarcie rozmawiając o tym z córkami. Ze starszą z nich już wiele razy poruszaliśmy temat wzrostu i ogólnej różnorodności.

Ona na razie się tym fascynuje i z dumą, czasami aż uroczo naiwnie oznajmia wszystkim, że jest wielka. Chcę zrobić wszystko, żeby swój wzrost postrzegała jako niesamowitą a zarazem całkowicie zwyczajną część siebie. W końcu to tylko wygląd. Wspólnie z mężem zdecydowaliśmy, że w szkole zapiszemy dzieci na taniec. My sami nie lubimy tańczyć, bo do dziś mamy poczucie, że wszyscy patrzą na to, jak bardzo nie tego nie umiemy. Ja nawet nie chodziłam na żadne szkolne dyskoteki! Ale chcemy, żeby nasze córki mogły się wygłupiać i wytańczyć z siebie wszystko, co potrzebują. Zachęcamy je do ruchu, aby nie przestały odczuwać radości, jaką im przynosi.

Chciałabym, aby moje dziewczynki wiedziały, że są dobre właśnie takie, jakie są: że kiedyś znajdą miłość, że z niepasujących ubrań można się pośmiać, że nie muszą nikomu nic ściągać z górnych półek albo podnosić więcej, niż są w stanie unieść. I że przejście od pytań, czy są modelkami do pytań, czy grają w kosza, może być bolesne, ale wcale nie musi. Wszystko przed nimi. Będzie to wyzwaniem nie tylko dla mnie, jako mamy, ale też dla społeczeństwa. Dlatego proszę, myśląc o #bodypositivity nie zapominajcie o nas, wysokich. Nasze ciała też zasługują na szacunek.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz