Nie chodzi o to, kto wyrzuci śmieci, ale kto o tym pamięta. Zarządzanie domem i życiem rodzinnym to niewidzialna praca

eve rodsky
macierzyństwoniewidzialna praca
obowiązki domowe
podział obowiązków
psychologiarelacje
Tereza Semotamová
| 12.11.2021
Nie chodzi o to, kto wyrzuci śmieci, ale kto o tym pamięta. Zarządzanie domem i życiem rodzinnym to niewidzialna praca
Zdroj: Shutterstock

Niewidzialna praca i związane z nią obciążenie psychiczne odnosi się do nierówności w podziale obowiązków domowych, za które odpowiadają przede wszystkim kobiety. Podczas gdy mężczyźni w dużej mierze rządzą światem i prowadzą firmy, kobiety są kierowniczkami gospodarstw domowych. Są to bardzo zdolne menedżerki, jest jednak jeden problem. Ich praca jest niewidzialna i nieodpłatna. Eve Rodsky w swojej książce „Fair Play w rodzinie" zastanawia się z czego to wynika.

Niewidzialna praca i związane z nią obciążenie psychiczne odnosi się do nierówności w podziale obowiązków domowych, za które odpowiadają przede wszystkim kobiety. Podczas gdy mężczyźni w dużej mierze rządzą światem i prowadzą firmy, kobiety są kierowniczkami gospodarstw domowych. Są to bardzo zdolne menedżerki, jest jednak jeden problem. Ich praca jest niewidzialna i nieodpłatna. Eve Rodsky w swojej książce „Fair Play w rodzinie" zastanawia się z czego to wynika.

Według Rodsky czas i jego wartość są inaczej postrzegane w przypadku mężczyzn i kobiet. Czas mężczyzn jest postrzegany jako diamenty i coś z natury ograniczonego, podczas gdy czas kobiet jest postrzegany jako piasek, coś nieskończonego. Wiele czynności, które kobiety wykonują w domu, a często nawet nie zdają sobie z tego sprawy, można określić jako „znalazłam na to czas". Często mówi się, że „coś trzeba zrobić", ale w praktyce oznacza to, że w końcu po cichu i niezauważalnie zrobi to kobieta. Bo to po prostu musi być zrobione.

Rodsky obala też niektóre błędne stereotypy, że obecny typowy podział obowiązków jest naturalny. Np. że mężczyźni nie są w stanie robić kilku rzeczy na raz (bo podobno w czasach prehistorycznych musieli skupiać się przede wszystkim na polowaniu) czy że kobiety gorzej radzą sobie z matematyką. Żadne badania neurologiczne tego nie potwierdziły (z tym polowaniem zresztą to nie było takie kluczowe, mężczyźni w czasach prehistorycznych najpewniej upolowali jednego mamuta rocznie...). Te dezinformacje są jednak bardzo powszechne i mają na nas duży wpływ.

Autorka książki ostrzega jednocześnie, że jeśli chcemy wprowadzić w życie zasadę „fair play“, zrzucając z kobiecych barków odpowiedzialność za zarządzanie całym domem i życiem rodzinnym, musimy przygotować się na serię konfrontacji z partnerem, które mogą w dość nieprzyjemny sposób przetestować naszą relację, ale także sposób myślenia naszego partnera w kontekście równouprawnienia (feminizmu).

Mogłaś powiedzieć

Czym jest obciążenie psychiczne? Nie są to tylko zadania czy działania, które spadają na kobiety w związku z zajmowaniem się domem i rodziną, ale także te związaną z zarządzaniem i planowaniem. Wyobraźmy sobie to mniej więcej tak: kobieta jest przeciążona obowiązkami, dziecko płacze, ona je pociesza, w tym czasie mężczyzna czyta coś na telefonie, choć zaraz obok niego stoi suszarka z praniem. „Mógłbyś, proszę, pozbierać i poskładać pranie? Ja już nie daje rady, mam mokre pranie w pralce i nie mam gdzie go powiesić”. „Jasne, nie ma problemu, wystarczy powiedzieć”. Obciążenie psychiczne polega na tym, że nie tylko trzeba coś wyprać, ale przydzielić zadania, poprosić, a czasem przypomnieć. Bardzo dobrze opisuje to słynny feministyczny komiks francuskiej ilustratorki Emmy „Trzeba było poprosić”.

Czy obowiązki domowe są sprawiedliwe podzielone między partnerami?

Jaką rolę odgrywają w tym mężczyźni? Co na to mówią? Rodsky prowadziła z setkami osób rozmowy o ich związkach partnerskich i podziale pracy. Okazało się, że mężczyźni nie są przeciwko większemu zaangażowaniu się w prace domowe, po prostu przeszkadza im narzekanie partnerek. Zwykły podział obowiązków domowych nie wystarcza, bo często konieczne jest niewidzialne zarządzanie pracami domowymi i życiem rodzinnym. Rodsky opisuje z własnego doświadczenia, że jeśli pracę tylko delegujecie, a nie pozwolicie partnerowi zrobić tego po swojemu, nie będzie wykonywać obowiązku chętnie i nie pojawi się ten aha moment, kiedy osoba zrozumie, jak męcząca może być opieka nad dzieckiem i domem. A o ten moment chodzi przede wszystkim, bo na jego podstawie tworzy się empatia i chęć włączenia się aktywnie w czynności domowe.

Muszę przyznać, że przy czytaniu artykułów o obciążeniu psychicznym poczułam wstyd, że tak mało w naszym domu w chwili obecnej „pomagam” ja. Od urodzenia dziecka każdą wolną chwilę poświęcam pracy, w związku z tym w zasadzie nie robię zakupów, prawie w ogóle nie gotuję i nie piorę. Wiem, że mój partner robi to wszystko zupełnie automatycznie i przestałam o tym myśleć. A kiedy jednego dnia zapytał, czy mogę poskładać choćby swoje ubrania, które od dwóch dni wiszą na suszarce, poirytowanym tonem odpowiedziałam „nie ma problemu, wystarczy powiedzieć”.

Później odbyliśmy rozmowę, z której wynikało, że partner czuje presję i ma wrażenie, że wszystkie obowiązki domowe spadają mu na głowę, więc chciał, żebym choć trochę go odciążyła składając swoje ubrania. Uzgodniliśmy, że musimy rozmawiać o tym, że ktoś akurat nie daje rady i z czym potrzebuje pomocy. Bo jesteśmy zespołem.

 

Świat pełen niewidzialnej bezpłatnej pracy

Rodsky spędziła miesiące zapisując w tabelce, co dokładnie robi w domu, po czym posłała ten dokument mężowi mailem, wpisując w tytule „Nie mogę się doczekać aż o tym porozmawiamy”. Nie chodziło jej o narzekanie ani wyrzuty, ale realne rozwiązanie tego problemu, a to nie tylko u niej w domu, ale na świecie pełnym niewidzialnej bezpłatnej pracy. Rezultatem jest gra składająca się z 100 kart, które obejmują wszystkie możliwe prace domowe. Jednocześnie zwróciła się do kobiet, żeby same zainicjowały rozmowę o podziale obowiązków, nawet jeśli skończy się to kłótnią, a nie siedziały z założonymi rękami, wierząc, że coś samo z siebie się zmieni. Jednak większość kobiet obawia się takich konfrontacji i chętniej żyją w trybie „jakoś to będzie”, co w rezultacie oznacza, że para nie zdąży tego uzgodnić i w końcu zrobi to kobieta.

Na początek Rodsky radzi, żeby partner wybrał jedną z kart, czyli żeby wziął odpowiedzialność za jedną niewidzialną czynność w domu i robi ją bez przypominania. U niej w domu chodziło o wynoszenie śmieci. Według Rodsky wraz z wzrastającą empatią partner sam z siebie będzie brał kolejne karty. Dobrą motywacją mogą być też wyniki badania z 2015 r. Pary posiadające dzieci, które mają sprawiedliwy podział obowiązków domowych, są bardziej zadowolone z życia seksualnego.

W zwiększaniu wspominanej empatii na pewno mogłoby pomóc popularyzowanie urlopu rodzicielskiego dla mężczyzny, kiedy przynajmniej na kilka tygodni zamieniłby się z partnerką w opiece nad dzieckiem. Z wyjątkiem Szwecji z tej możliwości mężczyźni korzystają minimalnie (u nas tylko niecały 1 proc.). Winą mogą być genderowe stereotypy, nierówności na rynku pracy, strach przed byciem wyśmianym czy stratą pozycji zawodowej. A także mylne wyobrażenie, że „kobiety to mają we krwi”. Czyli kolejna wymówka. Tak przy okazji – pary homoseksualne mają o wiele bardziej sprawiedliwy podział obowiązków domowych, ponieważ nie kierują się stereotypem dotyczącym tego, co ma robić mężczyzna, a co kobieta.

Emocjonalna praca to też praca

Wykonawczyniami pracy emocjonalnej są stereotypowo kobiety. Należy do nich opieka nad związkiem partnerskim, odpowiedzialność za rozwiązywanie konfliktów między członkami rodziny i za harmonijną atmosferę w domu. Jest niewidzialna, niewdzięczna i często wyczerpująca. W gospodarstwach domowych z tradycyjnym podziałem ról mężczyźni również niosą swój ciężar emocjonalny: to oni pełnią rolę żywiciela rodziny, czyli tego, który dba o finansowe utrzymanie całej rodziny, a także o różne naprawy, od samochodu po wiertarkę. Zwłaszcza ta pierwsza kwestia może być emocjonalnie wyczerpująca. Na przykład, gdy rodzina jest zagrożona utratą dochodów, eksmisją czy ma niespodziewane wydatki. Mężczyźni, jak się czujecie w tej roli? Dlaczego o tym się nie mówi?

W dyskursie o zajmowaniu się domem i o rodzicielstwie uderzająca bywa retoryka „A jak twój partner? Pomaga w domu? Popilnuje czasem malucha?“

Może w terminie praca emocjonalna kłuje was słowo praca. Tak, wydatkowanie energii w związku z radzeniem sobie, pomimo wyczerpania, z emocjonalnie trudnymi sytuacjami, to praca. Wiedzą coś o tym ekspedientki, stewardessy czy pielęgniarki. To samo ma miejsce w rodzicielstwie. Wszyscy chyba znamy scenę z tramwaju, kiedy matka uspokaja płaczące dziecko, akurat jej się to nie udaje, wszyscy pasażerowie na nią patrzą z pogardą, a on musi jakoś poradzić sobie z całą tą sytuacją. Ma to jednak niewidzialny wpływ na jej psychikę, bo musi przecież brać skądś energię na opisaną pracę emocjonalną.

Pandemie była niewykorzystaną szansą

Stereotypowy podział obowiązków domowych szczególnie widoczny był w czasie kryzysu koronawirusowego. Okazało się, ile niewidzialnej pracy w domu wykonują kobiety (brawo dla wszystkich wyjątków!) i jak bardzo system i politycy tego (nie)doceniają. Kobiety z różnych stron sygnalizowały, że padają na twarz, bo ani system państwowy ani mężczyźni im zbytnio „nie pomagają”. W większości domów więcej zarabia mężczyzna, więc jego praca jest „święta”. Było jasne, kto zaciśnie zęby i zostanie z dziećmi w domu, będzie kucharką, nauczycielką i sprzątaczką w jednym. A do tego wszystkiego w jakiś magiczny sposób uda jej się wykonywać pracę zawodową. W dyskursie o zajmowaniu się domem i o rodzicielstwie uderzająca bywa retoryka „A jak twój partner? Pomaga w domu? Popilnuje czasem malucha?“ Czy ojcowie dzieci to jacyś sąsiedzi, którzy czasem wpadną pomóc zapracowanej sąsiadce?

Wierzę, że gdyby biznesmen Elon Musk był ojcem na urlopie rodzicielskim i 600 razy dziennie wkładałby dziecku do buzi smoczek lub przeżyłby z nimi kolkę jelitową, wynalazłby i wprowadził na rynek w ciągu kilku chwil przeróżne ulepszenia. Ale to się nie stanie, bo zamiast tego wykonuje ważne męskie zadania – ocala świat i chlubi się swoim pracoholizmem. W wywiadzie dla New York Times Musk powiedział o dzieciach, że to maszyny do papu i siku, i że „w tej chwili byłby dla nich bezużyteczny”. Tak, na tym polega opieka, być przy kimś nieskończenie długo i trochu bezużytecznie.

W tym temacie zaciekawiło mnie post mojego kolegi, który ma w opiece naprzemiennej dwójkę dzieci, a trzecie na weekend: „W pracy jestem w stanie przeprowadzać transakcje za dziesiątki milionów, zarządzać wielkimi zespołami, ale ta domowa logistyka mnie wyczerpuje o wiele bardziej niż cokolwiek. Pierwsze pół roku, kiedy byłem z dziećmi połowę miesiąca sam bez jakiejkolwiek pomocy, to był chaos”. Superojcowie nie musieliby być szaleńcami, gdyby opieka nad dziećmi i prowadzenie domu w porównaniu z managementem w firmie nie byłaby uważana za stracony czas.

Supermatki

Według Eve Rodsky reputacja opieki cierpi, ponieważ światem rządzi toksyczne hasło „czas to pieniądz". Tak, dzieci to maszyny do papu i siku, a czas przy nich płynie inaczej niż przy przy kontraktach za dziesięć milionów dolarów. Nasze społeczeństwo ma obsesję na punkcie namacalnych rezultatów działań i przywiązuje wagę do czynności, które generują pieniądze, podczas gdy opieka jest wypełniona wieloma powtarzalnymi czynnościami, których rezultat trudno pokazać. Nie wiem, ile razy karmiłam, pocieszałam, nosiłam i przewijałam dziś dziecko. Ten czas nie był zmarnowany, ale w kategoriach dzisiejszego społeczeństwa, które ma obsesję na punkcie wydajności, nie robiłam „nic specjalnego”.

W obecnych warunkach supermatki mogą niedługo oszaleć. Tak może być z opieką w ogóle. Jest wiele książek i wiele opracowań, z których mogliby skorzystać politycy przy zmianie systemowej. Niestety leżą odłogiem. A nawet jeśli ktoś odfajkował już opiekę nad potomstwem być może czeka jeszcze inna opieka – nad dziadkami czy rodzicami. Czasem nawet równolegle. Ale to temat na kolejny tekst.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz