Wszyscy znamy najprostszy z możliwych testów, który szybko podpowie nam, czy dana zabawka jest dobra dla dziewczynki. Wystarczy zadać sobie pytanie: czy potrzebny jest penis, by móc się nią bawić?
Jeśli marzycie o podróży w czasie to teraz jest najlepszy moment. Każda wizyta w sklepie z zabawkami to jak ekspresowy wehikuł do średniowiecza. Bo choć wiele udało się z zdziałać w temacie równouprawnienia, to uświadomienie ludziom, że zabawki nie mają płci, wymaga chyba kolejnych stuleci. Poniżej mała ściągawka, czego, wbrew namowom reklam, nie warto kupować dziewczynkom.
Swoją drogą, jeśli do zabawy potrzebne są jakiekolwiek genitalia, to uważam, że należałoby poważnie się zastanowić, czy taka zabawka jest dla dzieci.
Niestety, wygląda na to, że producenci wszelkiego rodzaju artefaktów dla najmłodszych raczej nie zadają sobie tego granicznego pytania. Największa sieć z zabawkami i ubraniami dla dzieci od razu pokieruje cię w odpowiednie rewiry. Tutaj jest teren z zabawkami dla chłopca, a tu dla dziewczynki.
Kreatywność nie ma płci
Firma Lego przeprowadziła badanie dotyczące tego, jak dzieci postrzegają siebie w kontekście zabawy i zabawek oraz, jak widzą to ich rodzice. Konkretnie, próbowano się dowiedzieć, czy kreatywność jest przypisywana jakiejś płci.
82 proc. dziewczynek nie widziało problemu w tym, by zajmowały się one aktywnościami postrzeganymi jako męskie (np. piłka nożna), a chłopcy uznawanymi za kobiece (np. balet). Takie podejście miało 71 proc. chłopców. Z kolei już 85 proc. rodziców myśli o naukowcach czy sportowcach głównie jako o chłopcach.
Badanie pokazało, że takie myślenie jest jak samospełniająca się przepowiednia. Dziewczynki od początku zachęcane są do zabaw artystycznych i tych związanych z odtwarzaniem ról (klasyczna opieka nad dzieckiem/lalką) a chłopcy z rozwojem kompetencji naukowych czy sportowych.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia, która wyszła w ramach powyższej analizy. Aż 71 proc. chłopców obawia się, że zostanie wyśmianych, jeśli zainteresują się aktywnościami charakterystycznymi dla płci przeciwnej. Te same lęki ma 42 proc. dziewcząt. Omówienie powyższego badania znalazłam na instagramowym profilu Jak wychowywać dziewczynki.
Wnioski są oczywiste. Producenci z pewnością zdają sobie sprawę z powyższych zależności – dlatego zabawki kierunkują tak, by sprostały one wyobrażeniom rodziców o idealnej rozrywce dla ich córki lub syna. I tak na półkach dla chłopców znajdziemy zestawy dla małych naukowców. Z kolei na tych dziewczęcych drewnianą kuchnię lub minimopa parowego. Chociaż muszę przyznać, że kiedyś na dziale dziewczęcym także znalazłam minilaboratorium, całe różowe i w brokacie, a na opakowaniu naukowczyni lat 5 w pełnym skupieniu robiła szminkę. Było to bowiem laboratorium kosmetyków.
Tym prezentom mówimy nie
Oczywiście, nie ma nic złego w zabawach związanych z odtwarzaniem ról, czy produkowaniem szminek. Złem jest wyłącznie to, że kierowanie ich tylko do jednej grupy konsumentów tworzy sztuczne podziały, co ma długofalowe skutki. A kolorowa stygmatyzacja zabawek powoduje, że nawet najbardziej liberalny rodzic, ciocia czy dziadek, wciąż będą mieli wewnętrzny opór przed kupieniem chłopcu podkradającemu kosmetyki mamie wspomnianego już laboratorium szminki. Jest jednak sporo zabawek, które najbliżsi kupują bezrefleksyjnie, bazując głównie na własnych doświadczeniach z dzieciństwa lub utartych schematach.
Drewniane kosmetyki
Nie mam pojęcia dlaczego algorytm reklam Google wybrał sobie akurat mnie, ale przyznam się, że dawno nie widziałam czegoś bardziej bezużytecznego. Chodzi o zestaw kosmetyków kolorowych „dla młodej damy” – szminkę, puder, chyba jakieś perfumy, cienie do powiek. Wszystko drewniane.
Uczenie dziewczynek, że ich naturalna uroda od najmłodszych lat jest niewystarczająca już na dzień dobry jest raczej wątpliwą lekcją. Jestem w stanie sobie jednak wyobrazić, że są takie dzieci, dla których rytuał malowania jest czymś bardzo kuszącym i marzą o możliwości artystycznego wyżycia się na własnej buzi. Ale jak można zrobić to drewnianymi zabawkami, które odzierają tę zabawę z jedynego kreatywnego aspektu, czyli malowania? Zostaje tylko puste odtwarzanie ról płciowych, sugerujących dziewczynka zanim gdziekolwiek wyjdzie, to musi się wyfiokować. Choćby drewnem.
Drewniana kuchnia
To prezent, który w moim domu wyskoczył jak królik z kapelusza już przed drugimi urodzinami mojej córki. Ostatnio zaproponowano mi ten prezent i prawie wybiło mnie z kapci. Już abstrahuję od faktu, że, znając moje poglądy, członkowie rodziny raczej bez konsultowania tego ze mną powinni wiedzieć, że nie będę chciała po dobroci takiej zabawki w moim domu. Druga i ważniejsza kwestia to fakt, że moje dziecko do tej pory nie wykazywało specjalnego zainteresowania kuchnią. Robię co mogę, by moje poglądy nie zniszczyły dobrej zabawy mojej córce. ważnie ją też obserwuję, by zrozumieć, co rzeczywiście ją interesuje. Często w prawdziwej kuchni robimy rzeczy razem – bo jeśli Jadzia rzeczywiście zainteresuje się kuchnią, to raczej wolałabym, żeby uczyła się w niej przyprawiać, gotować, kroić i poznawać smaki niż mieszać w pustym garnku na oszukanym palniku.
Mini mopy, pralki i odkurzacze
Zawsze kiedy widzę takie zabawki, zastanawiam się, czy rzeczywiście sprzątanie, pranie i mycie podłogi to taka znakomita zabawa dla dorosłych. No właśnie. To po co wmawiać dziecku, że nią jest?
Sukienunie całe w tiulu
Ten punkt odnosi się do naprawdę małych dziewczynek. Bo oczywiście wyobrażam sobie, że efektowna tiulowa suknia może być wymarzonym prezentem dla dziewczynki. Wstyd się przyznać, ale pewnie sama o takiej marzyłam jako kilkulatka. Jednak sytuacja trochę się zmienia, kiedy mamy do czynienia z dziewczynką, która dopiero co nauczyła się chodzić i obecnie największą frajdę zajmuje jej eksplorowanie świata. Strojenie takich maluchów w brokatowe bombki uważam za torturę. Utrudniają poruszanie się, sforsowanie parapetu czy fotela w takim stroju jest praktycznie niewykonalne i plączą się między nogami.
Poradniki małych księżniczek i dam
„Ta niezwykle różowa książeczka skierowana jest do dziewczynek, które pragną poznać sekrety życia księżniczki. Z tym wydaniem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mała dama przeniesie się do pałacowych komnat, gdzie wystroi się w przepiękne suknie i będzie brać udział w dostojnych balach” – to jeden z opisów takiej książki. Drugi jeszcze lepszy: „Aby zostać księżniczką nie wystarczy mieć tatę-króla i mamę-królową, trzeba jeszcze poznać skomplikowane zasady savoir vivre dla księżniczek i spełnić cały szereg wymogów. A nie jest to wcale takie łatwe”. Wmawianie dziewczynkom, że aby być wspaniałe i akceptowane muszą spełniać szeregi wymogów jest kompletnie poronionym pomysłem. Zamiast modelowaniu dziecka na damę, polecam raczej „Opowieści młodych buntowniczek” czy serię „Little People, big dreams”, gdzie można znaleźć opowieści o Coco Chanel czy Audrey Hepburn, ale opowiedzianych przez pryzmat pasji i talentu, a nie urody i wystawnych bali.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że prezenty mają sprawiać radość, ale przede wszystkim dzieciom. Dlatego kluczem do udanego podarunku nie będzie nigdy warstwa różowego lukru i stopień dopasowania do stereotypu płciowego, tylko to, co podpowie nam uważna obserwacja naszego malucha. I zanim nasza karta dotknie terminalu, zastanówmy się czy kupujemy dany przedmiot dla naszego dziecka, czy wyłącznie wyobrażenia o naszym dziecku, które aktywnie kształtują w nas zabawkowi spece od marketingu.
Wszystkie artykuły autorki/autora