Dwie dupy o dupie o pracy seksualnej: żadna praca nie jest taka, jak wszystkie inne (część 1.)

Dwie dupy o dupie
praca seksualna
sexwork
Kasia Babis
| 1.11.2021 | 2 komentarze
Dwie dupy o dupie o pracy seksualnej: żadna praca nie jest taka, jak wszystkie inne (część 1.)
Zdjęcie: Mateusz Hajman

Pracowałam składając ubrania po dwadzieścia groszy za sztukę i prasując przez dziesięć-dwanaście godzin dziennie kurtki za pięć złotych za godzinę. My naprawdę wiemy czym jest zaharowywanie się i nasze decyzje wynikają z tego, że nie chcemy uczestniczyć w tym systemie. To, że całą moją energię poza pracą mogę poświęcić na aktywizm, walkę o swoje prawa, albo zadbanie o siebie, (co też jest rewolucyjne) pozwala mi się wyrwać z tego wszechobecnego kultu zapierdolu. - z Olą Kluczyk i Julią Tramp, autorkami podcastu „Dwie dupy o dupie” rozmawia Kasia Babis.

Kasia Babis: Chyba każda osoba mniej więcej w naszym wieku pomyślała sobie chociaż raz: „zacznę nagrywać podcast!”. Zwykle kończy się na planach, ale w waszym przypadku chyba pomógł fakt, że macie coś bardzo konkretnego do przekazania. Kiedy postanowiłyście, że trzeba zacząć działać?

Ola Kluczyk: 17 grudnia z okazji Dnia Przeciwko Przemocy Wobec Osób Pracujących Seksualnie prowadziłyśmy panel razem z pięcioma innymi osobami z branży i super nam się gadało. Potem Julka chyba zarzuciła temat mówiąc: kurcze ale super, pociągnijmy to dalej. A ja mówię stara, ja już od wakacji chcę zrobić podcast, ale nie umiem się do tego zabrać.

Julia Tramp: Już jakieś dwa lata wcześniej mówiłam, że chciałabym robić podobny format na youtubie, ale później stwierdziłam, że nie jestem gotowa na idący za tym fejm. Teraz jesteśmy już na tyle duże i na tyle nas doje*ała, za przeproszeniem, “sława”, że już mi wszystko jedno. Nie boję się, że zjedzą mnie hejterzy.

KB: Więc zaczęło się od tematu przemocy wobec osób pracujących seksualnie. Macie więc pewnie niezły obraz skali i źródeł problemu.

OK: Tak, nasza wiedza pochodzi z obserwacji i też, przede wszystkim, z naszych doświadczeń. Julka jest w branży od chyba 7 lat więc. Ja mam doświadczenie prawie trzyletniej pracy. Julka jest w koalicji Sex Work Polska, do której ja też należałam przez jakiś czas. Jesteśmy posieciowane i rozmawiamy z innymi osobami z różnych sektorów branży, wymieniając się doświadczeniami i wspierając się wzajemnie.

Czytałyśmy różne opracowania i badania naukowe mówiące o przemocy, ale przede wszystkim widzimy skąd się bierze, bo jej po prostu doświadczamy.

JT: I to na wielu polach: i systemowych i ze strony klientów.

OK: Też tą związaną ze stygmą. Tak naprawdę wszystko jest o stygmie. To, jak klienci nas traktują — jeżeli traktują nas przemocowo — wynika z tego, jakie im kulturowo wdrukowano podejście do nas, czy do seksualności czy do kobiet lubiących seks w ogóle.

KB: Pewnie jest część klientów, którym wydaje się, że w pracy seksualnej chodzi bardziej o władzę niż o seks.

OK: Tak, nawet wyobrażenia typu: płacę to wymagam, które jest takie…

JT: …Polskie. (śmiech)

OK: Tak, ale też konsumenckie. Kapitalistyczne.

KB:No i o ten kapitalizm rozbija się chyba ostatnio cała dyskusja na lewicy na temat pracy seksualnej. Niektórzy aktywiści zarzucają wam, że jesteście częścią bardzo świadomej, uprzywilejowanej mniejszości, która działa na szkodę całej reszty, czyli ofiar okoliczności.

JT: Jesteśmy faktycznie zajebiście uprzywilejowane, jak widzisz.

OK: Jak ci się podoba moje uprzywilejowane mieszkanie? Nie spadnij tylko proszę z rozwalonego krzesła z tego wrażenia! (śmiech)

JT: To jest fakt, że jesteśmy świadome swoich praw, ale do tego prowadziła, przynajmniej mnie, długa droga. Bo ja jak zaczynałam to nie wiedziałam nic o tym, jakie prawa przysługują osobom pracującym seksualnie i przez długi czas byłam j*ebana przez swoich pracodawców. Po prostu byłam zmuszona zdobyć wiedzę na temat swoich praw, bo wielokrotnie byłam mobbingowana. A co do innych form uprzywilejowana to siedzę czasem na lewicowych grupkach w internecie i czytam na przykład, że mam zrobione paznokcie, albo mam tatuaże i to znaczy, że jestem zajebiście bogata, ale jeśli mogę, to chciałabym te plotki teraz zdementować i powiedzieć, że nie, nie jestem. Póki co. (śmiech)

OK: My jesteśmy kwintesencją tego, czym jest prekariat. I tego, czym są kobiety prekariuszki w Polsce. Praca seksualna to nie tylko dwie skrajności. To ja mogę być jednego dnia tą, która robi „przysłowiową” gałę za pięćdziesiąt złotych w aucie. A tydzień później przyjmować klienta w hotelu za dwa tysiące. Osoby, które pracują w klubach na umowach śmieciowych, albo są mobbingowane, albo w ogóle pracują w agencjach, nie mają narzędzi żeby walczyć o swoje. Nie mogą się uzwiązkawiać ani nawet zadzwonić na policję, która tylko dodatkowo je straumatyzuje, albo pozbawi pracy. Ok, ciężko pracując, przyjmując, powiedzmy, siedmiu klientów dziennie, mogę zarabiać kupę kasy. Ale mogę też w danym tygodniu nic nie zarobić. Nie przysługują mi też przywileje związane ze stałym zatrudnieniem czy prowadzeniem własnej działalności, tj. ubezpieczenie zdrowotne, możliwość płatnego urlopu czy składki emetyralne.

JT: W klubie ze striptizem zarabiasz zero złotych na godzinę, więc zdarzały mi się nocki, kiedy nie dostałam nic za 11-12 godzin pracy. Tak samo bywa z pracą na kamerkach. Jednego dnia zarobisz sporo, drugiego niewiele lub nic.

OK: No i to jest właśnie definicja prekariatu. I tyle.

KB:Kluby ze striptizem to było moje pierwsze zderzenie z pracą seksualną w Polsce. To było kilkanaście lat temu, kiedy otwierały się pierwsze miejsca typu Cocomo, a po ulicach zaczęły krążyć dziewczyny z różowymi parasolkami. I kiedy rozmawiałam ze znajomymi, które tam pracowały, to bardzo mnie zdziwiło, jak to wszystko wygląda. Zupełnie inaczej niż w amerykańskich filmach, gdzie można rzucać w dziewczyny pieniędzmi i wszystkie te napiwki idą po prostu do ich kieszeni. A tu nagle słyszę o jakichś skomplikowanych systemach stawiania specjalnych drinków za usługi.

JT: A to i tak były złote czasy, kiedy jeszcze nie było całej otoczki, która wytworzyła się wokół klubów ze striptizem po aferach z czyszczeniem kart kredytowych. Później zaczęło się straszenie dziewczyn karami finansowymi, przymuszanie do pracy pięć dni w tygodniu i tak dalej. Więc zdarzało się, że po miesiącu pracy można było być na minusie.

OK: I to nie wynika z tego, że praca seksualna jest zła sama w sobie, tylko z braku praw pracowniczych.

KB: Bo przecież może być inaczej, jak w innych krajach, gdzie wszystkie napiwki po prostu trafiają bezpośrednio do pracownic. A jak dokładnie ten system pracy wygląda u nas? Czy w klubach dostaje się umowę o dzieło?

JT: W Polsce bywa bardzo różnie, co klub to inne zasady i obyczaje. Zdarzyło mi się pracować w klubie, gdzie była możliwość podpisania umowy o pracę, ale trzeba było ją sobie wyprosić. A normalnie to są umowy śmieciowe z miliardem podpunktów typu „klauzula poufności”, które są zresztą nielegalne. Ale w momencie, kiedy potrzebujesz pieniędzy i jesteś przyparta do ściany, to nie myślisz o tym, żeby się wykłócać o każdy paragraf.

KB: Czyli to jest stała stawka plus procent od…?

JT: Nie, podstawa to zwykle zero złotych za godzinę. Plus prowizje od drinków lub tańców. O czym klienci często nie wiedzą. I potem jak prosze ich „hej, kup mi drinka” to pytają: „a co, nie zarobiłaś już na moim piwie?”.

KB: I ten system wynika z trudności prawnych, czy ze złej woli właścicieli?

JT: To w sumie podobnie działa na całym świecie. U nas problem jest po stronie właścicieli, którzy nie chcą podpisywać umów, lub konstruują skomplikowane umowy z wieloma nielegalnymi, z punktu widzenia prawa pracy zapisami (zwykle i tak nic niewartymi, bo to śmieciówki). Żerują w ten sposób na niewiedzy i trudnej sytuacji potencjalnej pracownicy. Nie mamy odprowadzanych składek, nie kwalifikujemy się do emerytury. A potem słyszymy, że przecież możemy sobie wykupić prywatne ubezpieczenie.

To nie jest żaden flex w kraju, w którym sytuacja wygląda jak wygląda. Oczywiście ta praca może być super, ale nie jest tak, że lukrujemy jej obraz. Mówimy o przemocy, problem w tym, że czasem nie w taki sposób, jaki ludzie chcą usłyszeć.

OK: Tak, też słyszałam, że przecież stać mnie na odprowadzanie własnych składek… I to się łączy z tym wyobrażeniem o przywileju. Ludzie mi zarzucają, że jestem jakąś oderwaną od rzeczywistości kuratorką sztuki. A prawda wygląda tak, że pierwszą wystawę kuratorowałam w ramach stażu za 1000zł miesięcznie z jakiegoś unijnego projektu, do którego wkręciła mnie koleżanka. I mogłam sobie na to pozwolić tylko dlatego, że jednocześnie pracowałam seksualnie. Tak samo przy działaniach aktywistycznych, wszystkie środki finansowe i czas mogłam poświęcać na to, bo pracowałam stosunkowo mało godzin za stosunkowo duże pieniądze, supłając resztę na podstawowe potrzeby: czynsz i jedzenie. Nawet jeżeli mowa o jakimkolwiek przywileju, to zarządzam nim w możliwie najlepszy sposób.

JT: Jeżeli są faktycznie dwie różne grupy pracownic seksualnych, to między nimi jest też nić porozumienia, co widać na przykład w naszej, ciągle rozwijającej się społeczności, w której zsieciowane są osoby o najróżniejszym statusie materialnym i z przeróżnych gałęzi pracy seksualnej. Ktoś na przykład daje znać, że “jest źle, rodzice wyje*ali mnie z chaty, nie mam na czynsz”, a wtedy inne osoby się zrzucają, pomagają znaleźć nocleg i tak dalej.

OK: Te najlepiej zarabiające, na przykład dominy, albo osoby popularne na OnlyFans też pomagają. Na przykład ostatnio udostępniły swoją przestrzeń Fetisch Chateu dla nieformalnej grupy pracownic seksualnych na zorganizowanie SexWork Fest dla naszej społeczności. Dużo solidarności w obie strony widać było szczególnie w pandemii, kiedy organizowały się różne zrzutki. I to nie jest tak, że mogłam w niej uczestniczyć dlatego, że jestem super uprzywilejowana, tylko, że zależało mi na sprawie i dawałam od siebie, co mogłam.

Wiadomo, że każdy się w innym stopniu i to nie tylko kwestia kasy ani czasu. Działanie wiąże się z wieloma obciążeniami, jak na przykład hejt.

Podcast Dwie dupy o dupie

Dwie dupy o dupie - jeden z najbardziej popularnych podcastów ostatnich miesięcy, w którym o pracy seksualnej opowiadają Julia Tramp i Ola Kluczyk. Podcastu można słuchać na wszystkich popularnych platformach streamingowych. 

JT: Samo wyoutowanie się przed rodziną to też nie jest zajebiście przyjemne doświadczenie. To nie jest tak, że mówisz “Hej! Pracuję seksualnie!” a mama na to “no wreszcie!”.

OK: No, to nie jest żaden flex w kraju, w którym sytuacja wygląda jak wygląda. I to nie jest tak, że praca seksualna to jakaś błyszcząca plakietka, którą możesz się chwalić. Oczywiście ta praca może być super, ale nie jest tak, jak nam niektórzy zarzucają, że lukrujemy jej obraz i nie mówimy o przemocy. A my mówimy o przemocy, problem w tym, że czasem nie w taki sposób, jaki ludzie chcą usłyszeć.

JT: Bo nikt nas w tych opowieściach nie napier*ala po ryju tylko, na przykład, stosuje przemoc psychiczną.

OK: Tak, mówimy o przemocy systemowej, o stygmie, o przemocy policyjnej, odmieniamy mobbing i wyzysk przez wszystkie przypadki w każdym wywiadzie i podcaście. Ale przez to, że nie jest to taka historia, jaką ludzie chcą usłyszeć, to nas nie słuchają.

JT: Mi się też nie chce już o tym mówić, bo we wszystkich wywiadach, pierwsze pytanie, które pada to: opowiedz mi najstraszniejszą rzecz, jaką zrobił ci klient. Ja jak idę z kimś porozmawiać to nie mówię od razu „Hej, możesz mi powiedzieć czy ktoś cię zgwałcił? Podziel się ze mną swoją największą traumą!”.

KB: Dosłownie następne pytanie, jakie sobie dla was zapisałam to: jakie najgłupsze pytanie dostałyście od dziennikarzy. Bo pewnie wiele osób liczy na drastyczne szczegóły.

JT: Tak, czasem przychodzą i ja już widzę te wypieki na twarzy w stylu „o, zaraz będzie, zaraz usłyszę coś obleśnego”. I też dlatego zrobiłyśmy ten podcast, bo ja nie chcę po raz dziesiąty opowiadać o tym, co mi złego zrobiono, chcę też opowiedzieć o tym, co jest fajnego w tym, co robię. I nie uważam, że to jest „promocja pracy seksualnej”. Po prostu się dzielę swoim doświadczeniem z mojej perspektywy.

OK: No właśnie. Pojawiają się głosy zarzucające nam, że w naszych przekazach wszystko jest lukrowane i według nas wszystko w pracy seksualnej jest super. Ale jak spojrzysz na przykłady dyskusji, relacji, przekazów medialnych czy tekstów kultury na temat naszej pracy w przeciągu ostatnich trzydziestu lat, to tak naprawdę nasz pozytywny głos jest maleńkim ziarenkiem w tym wszystkim. No i ok, stukło nam 200 000 odsłuchów i jest z nami dużo wywiadów, bo ostatnie miesiące były dość intensywne, ale serio, to jest kropla w morzu tego, co się w Polsce realnie dzieje. Zresztą, tak jak powiedziałam wcześniej, my od trudnych tematów też nie uciekamy. Proponujemy tylko inne rozwiązania niż to, że praca seksualna nie powinna w ogóle istnieć.

KB: Powiedziałabym, że demonizowanie pracy seksualnej trwa nie trzydzieści, a nawet już tysiące lat.

JT: Tak, może pora na coś wesołego w końcu?

KB: To co jest fajnego w pracy seksualnej?

Jutro druga część w rozmowy, w której Julia Tramp i Ola Kluczyk opowiadają o tym, co lubią w pracy seksualnej, a także o dekryminalizacji i kapitaliźmie. Kasia Babis pyta je o stygmy związane nie tylko z pracą seksualną i z klientami, ale także o rady, dla osób rozważających podjęcie pracy seksualnej.

Dyskusja dot. artykułu

W sumie 2 komentarze

Zostaw komentarz

Komentarz, który podoba się wam najmniej

Patrycja | 3.11.2021 12:43

Super wywiad! Kocham podkast dziewczyn! I polecam każdemu

-1
Zareaguj