Gotowa na porażkę? 4 przekonania, które skutecznie podetną Ci skrzydła w karierze

Barbara Bargieł-Paikert
| 26.4.2022
Gotowa na porażkę? 4 przekonania, które skutecznie podetną Ci skrzydła w karierze
Zdroj: Shutterstock

Moją karierę rozpoczęłam ponad 15 lat temu i to nieprawda, że teraz popełniam mniej błędów. Nic z tych rzeczy. Teraz po prostu popełniam inne błędy, bo dzięki wyciągniętym lekcjom mogę iść dalej. Zapraszam do zajrzenia do mojego świata, może niektóre błędne przekonania zabrzmią wyjątkowo znajomo, a może masz ich swoją własną wersję albo takie, o których istnieniu nawet nie słyszałam?

Ja kontra inni

Inni są tylko po to, żeby mnie oceniać

Przekonanie, które na początku wprost spędzało mi sen z powiek. Był to czas, w którym stawiałam swoje pierwsze kroki w korpoświecie i mogłabym przysiąc, że inni ludzie są tylko po to aby mnie oceniać, palcem wskazywać moje błędy i porażki. Mocno wyczerpujące założenie, co dodatkowo utrudniało złapanie zdrowej perspektywy. Pierwszym krokiem, który pomógł mi je odczarować było przeczytane gdzieś zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: „To nie mądrych ludzi powinieneś się w życiu obawiać”. Dzięki temu zdaniu coś kliknęło mi w głowie, bo halo, jeśli ktoś rzeczywiście jest mądry to naprawdę nie ma potrzeby, żeby bezsensownie innych krytykować i rekompensować sobie tym własne deficyty. OK, może więc warto zobaczyć, które spośród informacji, które otrzymuję na swój temat są mądre, konstruktywne i pozwalają mi się rozwijać, a które są po prostu bełkotem sfrustrowanego człowieka, który nic nie wnosi. Na tamten moment to odkrycie było dla mnie game changerem.

Dzisiaj, uczę managerów m.in., tego jak dawać konstruktywną informację zwrotną ludziom, z którymi współpracują. Informację, która pomoże im zrozumieć siebie lepiej, która pomoże im się rozwinąć, bo po prostu wierzę, że każda inna intencja to strata energii i czasu.

Nie powiem, że coś tu nie gra, bo przecież wszyscy to widzą, a nikt nic nie mówi

To także początki mojej kariery i może nie jest to do końca przekonanie, ale naprawdę bardzo ciekawa gra. Gra, w której uczysz się gdzie tak naprawdę są twoje granice.

Właśnie zaczęłam pracę w nowej, międzynarodowej firmie i byłam nią bardzo podekscytowana. Dla pracy przeprowadziłam się także do innego miasta więc wszystko było dla mnie nowe i fascynujące. Pierwsze zauroczenie szybko jednak minęło, jak zaczęłam się orientować w zasadach, które panują w tej firmie. Jedną z nich były spotkania z osobą decyzyjną grubo po godzinach pracy. Oczywiście dotyczyło to wszystkich zainteresowanych a kolejki do biura prezesa po godzinie 16 zdawały się nikogo nie dziwić. Bardzo dobrze jednak pamiętam moment, w którym wieczorem po ponad 12 godzinach spędzonych w biurze, z czego kilka w oczekiwaniu na audiencję, powiedziałam sobie dość.

Wyjście z takiej gry to podważenie pewnego status quo co samo w sobie wiąże się z konkretnym ryzykiem. Co ciekawe, z moich doświadczeń wynika, że pierwszy odruch ze strony pozostałych graczy, firmy itp., jest obronny i często już taki zostaje. Nie ma przestrzeni na rzeczową, opartą o analizę realnych efektów – co dana zasada, zachowanie naprawdę wnosi, rozmowę. Zdarzyło mi się, że próba podważania status quo skończyła się dla mnie rozwidleniem dróg i o ile w danym momencie nie jest to zbyt komfortowe doświadczenie, to patrząc na nie z perspektywy czasu stanięcie po stronie własnych wartości dodaje skrzydeł.

Dla równowagi mam też doświadczenia, kiedy to spokojne nazwanie właśnie takich absurdów i wzięcie ich pod lupę wspaniale oczyszcza atmosferę, stwarzając przestrzeń do współpracy. To trochę tak, jakbyśmy się przyzwyczaili do chodzenia z małym kamykiem w bucie aż pewnego dnia poziom frustracji sięga zenitu, albo przychodzi ktoś z zewnątrz (nieznający „zasad gry”), albo wszystko zaczyna się sypać, nie wiadomo czemu i właśnie wtedy okazuje się, że w sumie można przecież iść dalej bez tego kamyka. Dobre, uwalniające doświadczenie.

Obecnie nie mam wątpliwości, że zawsze warto mówić, jeśli coś nie gra, bo albo skończysz w innym miejscu, ale spójnym z tobą, albo to obecne miejsce stanie się bardziej spójne.

Ja kontra ja

Przecież nie mogę się przyznać, że pragnę czegoś więcej

Skoro praca jest ok, płaca również to w sumie czemu coś zmieniać. A co jeśli chcesz czegoś więcej niż ok? Tak było w moim przypadku. Miałam pracę w której w sumie się rozwijałam, dobrze zarabiałam, a relacje były w porządku, ale na pewnym etapie czegoś mi tam zabrakło. Trochę mi zajęło, żeby zrozumieć o co dokładnie chodzi bo z zewnątrz wszystko wyglądało książkowo. Tu z kolei impulsem, który pozwolił mi się zorientować na czym polega ta plansza (dokładnie tak jak w grze komputerowej) było pytanie mojej coach, o to czym dla mnie jest rozwój? Rozwój to moje drugie imię i zawsze utożsamiałam go z kolejnym awansem, nową umiejętnością, większą efektywnością itd. W pewnym jednak momencie okazało się, że taka definicja kompletnie nie jest już o mnie.

Potrzebowałam rozwój odnieść do swoich prawdziwych potrzeb, czyli zrozumienia tego jakiego na głębszym poziomie życia pragnę i jak to co robię zawodowo ma z tym współgrać, a nie tą wizję blokować. Pierwszym praktycznym krokiem w tym kierunku było częściowe przejście na pracę zdalną, zanim jeszcze pandemia zrobiła z tego standard. Ten krok, utwierdził mnie w przekonaniu, że elastyczność w kontekście czasu oraz lokalizacji to cele, do których finalnie zmierzam.

U mnie więc nie chodziło o więcej, ale o głębiej w kontakcie ze sobą i moimi potrzebami.

Rozmawiając z kandydatami do pracy, nadal często słyszę, że najważniejszą dla nich rzeczą jest atmosfera pracy. Nie chodzi jednak o to, że jest to generalnie dla nas ludzi po prostu ważne, ale o to, że wiele z tych osób doświadczyło bardzo destrukcyjnej atmosfery w pracy.

Czekam na dzień, w którym konstruktywna kultura w pracy będzie po prostu powszechnym standardem. Czekam na ten dzień dlatego, że wtedy pojawi się w bardziej globalnym zasięgu przestrzeń “na więcej”, cokolwiek będzie to oznaczało.

Jeszcze tylko X, a…dla danej osoby

Jakie masz wymówki, które pomagają ci odwlec to co czujesz, żeby zrobić w kontekście swojej kariery czy biznesu? Ja bardzo długo miałam w sobie przekonanie, że czegoś mi po prostu brakuje. Że muszę skończy jeszcze takie szkolenie, zdobyć taki certyfikat, nabyć takie doświadczenie. Lista rosła w miarę jej zapełniania, a perspektywa kolejnego warsztatu, który sprawi, że będę jeszcze lepszą menadżerką, coach czy psycholożką kusząca.

Wizja, w której pomagam innym ludziom odkrywać ich prawdziwy potencjał przyszła do mnie ponad 10 lat temu. Uczestniczyłam wtedy w pewnym szkoleniu coachingowym a w trakcie jednego z ćwiczeń miałam ciekawe doświadczenie. Z tego co pamiętam była to prowadzona wizualizacja, w trakcie której miałam lepiej zrozumieć swoją misję. Pamiętam, że w wizualizacji nie widziałam żadnych innych ludzi, byłam w niej sama aż do momentu kiedy skoncentrowałam się na ich talentach, wtedy jak za dotknięciem magicznej różdżki zaczęli się pojawiać. To było tak jakbym zobaczyła ich poprzez ich światło. Wtedy kompletnie tego nie zrozumiałam, a myśl, że moim talentem jest pomagać innym w odkrywaniu ich talentów wydała mi się jakaś absurdalna. I tak oto jestem 10 lat później w miejscu, w którym moją największą pasję jest towarzyszenie innym ludziom w odkrywaniu swojego prawdziwego potencjału i na bazie tego fundamentu budowanie swojej kariery.

Teraz dużo łatwiej jest mi przyjąć, że działanie jest lepsze niż idealnie i mam ogromną wdzięczność do całej drogi, którą przebyłam do tego miejsca.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz