Moją najlepszą przyjaciółką jest cisza, czyli dorosłe życie nieneurotypowej kobiety

Asperger
autyzm
Nieneurotypowość
spektrum autyzmu
Dominika Bochniarz
| 7.4.2022
Moją najlepszą przyjaciółką jest cisza, czyli dorosłe życie nieneurotypowej kobiety
Zdroj: Shutterstock

Teksty, książki, artykuły o byciu w spektrum często zamykają się na temacie dzieciństwa. To tak jakby dorosłe osoby nieneurotypowe nie istniały lub autyzm opuszczał ich, kiedy osiągają osiemnastkę. Podzielę się z Wami, opowieścią o tym, jak wygląda codzienne życie dorosłej kobiety w spektrum autyzmu.

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że każda osoba w spektrum jest inna. Opisuję swoje doświadczenia, przeżycia i spostrzeżenia. Proszę, nie wrzucajcie wszystkim nieneurotypowych osób do jednego worka.

Byłam bardzo grzecznym dzieckiem – cicha, spokojna, ciągle zanurzona w swoim wewnętrznym świecie. Większość wolnego czasu spędzałam, jeżdżąc na rowerze lub grając w gry komputerowe. Jak już dorosłam, nie lubiłam imprez i nie byłam duszą towarzystwa. Z każdym upływającym rokiem poznawałam siebie coraz lepiej – chciałam zrozumieć, dlaczego czuję się…inna. Nie cieszyły mnie te same rzeczy, co moich rówieśników, ale chciałam na siłę robić to co oni. Niestety, kończyło się to wielkim zmęczeniem i przygnębieniem.

Dopiero w ćwierćwieczu mojego życia dowiedziałam się, dlaczego tak jest. Podczas wizyty u psychologa specjalistka podsunęła mi myśl: „Pani może mieć Aspergera”. Po ponad roku badań, chodzenia od specjalisty do specjalisty, wiem, że jestem osobą w spektrum autyzmu.

Co daje diagnoza?

Uzyskanie formalnej diagnozy dla wielu osób może nie być konieczne. W końcu, co zmieni kawałek papieru? Dla mnie diagnoza była wydarzeniem w tej samej skali ważności, co osiemnastka lub matura. Poczułam się, jakbym przeszła kolejny „etap” w życiu.

Jak przebiega diagnoza osoby dorosłej w spektrum autyzmu?

Poczytałaś_eś trochę o spektrum i dostałaś_eś olśnienia – „to jestem tak bardzo ja!”?

Co zrobić dalej? Swoje pierwsze kroki skieruj do psychologa, postaraj się znaleźć takiego, który chociaż trochę jest związany ze spektrum autyzmu. Nie bój się pójść do kilku specjalistów, aż znajdziesz takiego, któremu zaufasz.

Dalsza droga może wyglądać różnie:

  • Weźmiesz udział w procesie diagnostycznym (może trwać nawet kilkanaście miesięcy). Zostaniesz przebadana_y przez kilku specjalistów, m.in. psycholog, psychiatra, endokrynolog, neurolog, ale nie wszyscy są wymagani. Opowiesz o swoim dzieciństwie i młodości. Na końcu otrzymasz formalną diagnozę.
  • Skontaktujesz się z psychologiem i to będzie dla Ciebie wystarczające.

Pamiętaj, nie potrzebujesz diagnozy, aby być komplentą_ym. Proces ten jest długi i kosztowny – nie każdy może sobie na niego pozwolić. Diagnoza ma pomóc Ci w lepszym poznaniu siebie, kiedy będziesz wiedzieć, że jesteś w spektrum, to możesz pogłębić psychoedukacją lub wybrać odpowiednią terapię.

Jak wygląda bycie w spektrum?

Na co dzień tego nie zauważam. Żyję swoim szarym, zwykłym życiem. Dopiero kiedy porównam moje zachowanie i reakcje z osobami neurotypowymi, to zauważam różnice.

Dźwięki, zapachy, dotyk

Jestem sensorycznie nadwrażliwa. Moje zmysły reagują na świat zewnętrzny ze zwiększoną siłą, przez co często czuję się zbombardowana bodźcami.

Nie lubię ciasnych, zatłoczonych pomieszczeń, gdzie rozmowom towarzyszy muzyka. Dziesięciominutowy spacer w centrum miasta, obok jeżdżących aut, to dla mnie istne piekło. Nie noszę ubrań, które wbijają, uciskają, elektryzują się, więc odpada akrylowy sweter, obcisłe jeansy i buty na obcasie. Sztuczne, jasne światło to dla mnie sygnał do jak najszybszej ewakuacji.

Uwielbiam spędzać czas w ciszy. Wydaje się to banałem, ale zwróć uwagę na swoje otoczenie. Żyjemy w ciągłym szumie: w jednej sekundzie słyszysz playlistę ze Spotify puszczoną w tle, remont sąsiada i powiadomienia z Messengera. Jesteś pewnie do tego przyzwyczajona_y i nie zwracasz już na to uwagi. A teraz pomyśl o lesie, parku, bibliotece – właśnie w takich miejscach czuję się najlepiej. W miejscu, gdzie nie dostaje się prosto w twarz bodźcami dźwiękowymi, wzrokowymi i zapachowymi.

Plan, plan, plan

Kojarzycie taką osobę, która jak jedzie na wycieczkę, nawet taką jednodniową, to musi wiedzieć wszystko o miejscu docelowym. Najlepsza pizzeria w okolicy, historia gotyckiego kościoła i gdzie znajdują się publiczne toalety? Tak, to jestem ja.

Gdybym tylko mogła, to wszystko zamieniłabym w listę To-Do lub rozpisałabym w Asanie. Każdą czynność chciałabym zamknąć w konkretne ramy czasowe i rozpisać na poszczególne zadania. Zamykanie i układanie codzienności w plan daje mi poczucie kontroli. Uspokaja mnie myśl, że wiem, co się dzieje każdego dnia przez najbliższe 3 miesiące.

Niestety, życie nie lubi ciasnych ram i łatwo się z nich wyswobadza, a ja radzę sobie z tym źle. Nie lubię zmian ani nagłych zwrotów akcji. Duży niepokój wywołuje u mnie zmiana misternie zaplanowanego dnia. Znajoma wpada z nieoczekiwaną wizytą lub zmieniają się jej plany i nie może przyjść na umówione spotkanie – to jest ten moment, gdy kontrola wypada mi z rąk i z głośnym trzaskiem rozbija się o ziemię.

Special interest

Kiedy rozdawali neurotypowość, to ja stałam w kolejce po dziwne zainteresowania. Pewnego dnia do mojej głowy przychodzi myśl: czy słoń może skakać, ile wody zmieści się w Pałacu Kultury i Nauki, jakie samoloty właśnie lecą nad moją głową. Nie spocznę, póki nie znajdę odpowiedzi na to pytanie, nawet kiedy jest 24, a następnego dnia muszę wcześnie wstać.

Intensywność zainteresowań to też wpadanie i zagłębianie się w jedną dziedzinę, aż pozna się ją z każdej możliwej strony. Celem special interest może być wszystko, na czym można skupić się przez dłuższy czas. U mnie pojawiły się: filmy (Gwiezdne Wojny mają specjalne miejsce w moim życiu), gry wideo, dieta, podatki (o zgrozo!) i praca.

Mogę godzinami czytać o tym, co jest moim special interest. Poświęcam wtedy każdą wolną minutę na pogłębianie i obcowanie z ukochanym tematem. Ma to swoją ciemną stronę – nie znam w tym umiaru. Zapomnę o tym, że muszę coś jeść lub pić, a odpoczynek zejdzie na bardzo daleki plan. Czas przestaje dla mnie istnieć, bo jestem tylko ja i special interest.

Samotność

To co jest dla mnie najtrudniejsze w byciu w spektrum to poczucie osamotnienia i niezrozumienia. Dużo osób nie rozumie tego, co czuję lub tego, że zauważam i denerwuje się na błahe sprawy, np. stukanie palcem w stół, drapanie, machanie nogą. Kiedy wszyscy chcą iść do baru z bilardem i muzyką na żywo, to jestem jedyną osobą, która chętniej poszłaby do domu. Brakuje mi elastyczności i spontaniczności. Nie są to cechy, których da się nauczyć.

Życie ze mną nie jest proste. W końcu czy znacie dużo osób, które uciekają z restauracji, bo nigdy wcześniej w niej nie były lub ubierają się 30 minut, bo każde ubranie ich uwiera?

To co najbardziej pomogło mi w byciu social awkward, to znalezienie swojej społeczności. Na Facebooku dołączyłam do grupy kobiet w spektrum, dzięki czemu w końcu poznałam osoby, które są podobne do mnie! Nie czuję się sama w tym dziwnym świecie.

Nie porzuciłam moich znajomych na rzecz Facebookowej grupki. Po tym, jak dowiedziałam się, że jestem w spektrum, porozmawiałam z nimi na ten temat. Opowiedziałam, jak się czuję, co mi najbardziej przeszkadza i dlaczego bywam rozdrażniona, zdenerwowana. Wyrozumiałe osoby zostały, ale z niektórymi musiałam się pożegnać.

Jak być „normalną”?

Cały ten tekst jest dla mnie formą autoterapii. Przyznaniem się do tego, że odstaję i nie pasuje, ale nie zamierzam tego zmieniać.

Jak byłam mniejsza, to często słyszałam „zachowuj się normalnie”. Jako dziecko i nastolatek nie widziałam kim jestem, ale wiedziałam, że muszę się lepiej dopasować. Kiedy dzieliłam się diagnozą, już jako dorosła osoba, to usłyszałam, że spektrum to szukanie wymówek na lenistwo, unikanie trudnych sytuacji, tłumaczenie niepowodzeń. Wszystkie te stwierdzenia są krzywdzące!

Czy da się być normalną_ym? Tak, kiedy ubierze się odpowiednią maskę.

„Maskowanie” to częste zjawisko u będących w spektrum dziewczyn i osób socjalizowanych do roli kobiety. Potrafim_y doskonale tworzyć maski, z którymi potem żyjemy, funkcjonujemy i udajemy, że maska stała się częścią nas. Ukrywamy zachowania, które są społecznie nieodpowiednie, aż staje się to naszym sposobem na przetrwanie w grupie. Takie zachowanie jest ogromnie męczące, co kończy się przebodźcowaniem po każdym większym kontakcie z drugą osobą.

Nie ma leku na bycie osobą w spektrum – nie wezmę magicznej tabletki, po którym mój autyzm zniknie, a ja zostanę duszą towarzystwa, lubiącą głośne kluby. Nieneurotypowość nie jest chorobą! Mój mózg działa trochę inaczej, w inny sposób radzi sobie z bodźcami.

Bycie w spektrum = bycie sobą?

Bycie w spektrum wyobrażam sobie, jak telefon ze słabszą baterią, ale z bardzo dobrym procesorem. Potrzebuję więcej odpoczynku i bycia samej, ale czas „ładowania baterii” wykorzystuje na szlifowanie moich zainteresowań i poznawanie siebie.

Życie osoby nieneurotypowej może być piękne i komfortowe, ale musi siebie dobrze poznać. Słuchać swoich potrzeb i znajdować ich źródła. Trzeba wypracować sobie strategie działania, dzięki którym nie będzie się ulegało przeciążeniom, a funkcjonowanie w społeczeństwie będzie przyjemnością.

Masz tak samo jak ja? A może znasz kogoś w spektrum autyzmu? Podziel się swoimi przemyśleniami. Chętnie poznam Wasze spojrzenie na ten temat.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz