Feri zaprzeczył winie i ujawnił tożsamość ofiar. Jego proces obnaża podejście do przemocy seksualnej w naszym kraju

Dominican FeriKauza FeriPrzemoc seksualnaRaport
Gabriela Knížková
| 23.2.2024
Feri zaprzeczył winie i ujawnił tożsamość ofiar. Jego proces obnaża podejście do przemocy seksualnej w naszym kraju
Profimedia

Proces byłego posła TOP 09 Dominika Feriego, który rozpoczął się we wtorek, ilustruje powody, dla których tylko minimalna liczba ofiar zgłasza przemoc seksualną w tym kraju. Otwarcie procesu nie obyło się bez przesłuchania ofiar i ich zdrowia psychicznego, ujawnienia tożsamości ofiar i wielu mitów na temat gwałtu, które Feri wykorzystał w swojej mowie wstępnej. Przedstawiamy relację z sali sądowej.

Korytarz przed małą salą sądową jest wypełniony od samego rana. Tłum ludzi z aparatami fotograficznymi, mikrofonami i kamerami przenika szum, który na chwilę ucicha tuż przed godziną 9:00. Oskarżony, były poseł Dominik Feri, właśnie przybył do Sądu Okręgowego dla Pragi 3.

Stoi przed kamerami, uśmiecha się i pozwala się fotografować. Wydaje się, że w jego zachowaniu nie ma nic, co mogłoby sugerować, że 26-letniemu byłemu politykowi, znanemu z tego, że jego praca jako posła była "fajną rzeczą dla młodych ludzi", grozi do dziesięciu lat więzienia za dwa dokonane gwałty i jedną próbę gwałtu.

W przemocy seksualnej nie chodzi o satysfakcję, ale wyłącznie o władzę, jaką sprawca ma w danym momencie. Feri, z wykształcenia prawnik, bez wątpienia o tym wie.

"Cieszę się urlopem naukowym i w połowie poświęcam się temu postępowaniu" - mówi dziennikarzom. Feri kilkakrotnie swobodnie pozuje do obiektywu na korytarzu, jakbyśmy zamiast oskarżonego oglądali celebrytę na czerwonym dywanie przed premierą filmu. Po kilku minutach drzwi do sali rozpraw otwierają się. Strażnicy sądowi na chwilę wpuszczają dziennikarzy bez publicznych biletów, po czym szybko wypędzają ich na korytarz.

Ledwie 20 osób mieści się w środku. Rozpoczyna się rozprawa. Sposób, w jaki rozwija się ona w kolejnych godzinach, jest niemal podręcznikowym przykładem ponurej sytuacji w Republice Czeskiej, jeśli chodzi o zajmowanie się i ocenianie tematu przemocy seksualnej, a w szczególności traktowania ofiar.

Na sali sądowej sędzia Lenka Hájková zabiera głos jako pierwsza. Sąd ma zdecydować, czy rozprawa odbędzie się przy drzwiach zamkniętych: biorąc pod uwagę, że sprawa Dominika Feri obfituje w niezwykle delikatne szczegóły dla ofiar, taka procedura jest najbardziej odpowiednia, pomimo niechęci niektórych mediów. Jednak obecni nie podjęli jeszcze decyzji, więc wracamy na korytarz.

Dominik Feri, który wychodzi tuż przede mną, macha mi w kadr w pozornie szarmancki sposób, abym opuścił salę sądową przed nim. Wizerunek staroświeckiego dżentelmena z fajką był dość regularnie promowany przez Feriego, dopóki praktycznie nie zniknął z sieci społecznościowych dwa lata temu po wybuchu sprawy zmapowanej przez dziennik Alarm i Deník N.

Kontakt z ofiarą

Gabriela Knížková

Najważniejsza jest moc

Czyniąc to, stosuje kolejny z logicznych skrótów, które są często używane do lekceważenia doświadczeń ofiar: co mógłby z tego wszystkiego wyciągnąć, skoro nawet nie czerpał przyjemności? W przemocy seksualnej nie chodzi jednak o satysfakcję, ale wyłącznie o władzę, jaką sprawca ma w danym momencie. Feri, z wykształcenia prawnik, bez wątpienia o tym wie.

To, co następuje, to kwestionowanie zdrowia psychicznego ofiary, a także kwestionowanie motywacji, jaką mógł mieć do popełnienia przestępstwa. "Mówię z pełną pokorą, że nie cierpiałem z powodu braku uwagi ze strony kobiet, aby musieć to wymuszać" - deklaruje, dodając, że twierdzi, iż nie ma żadnych dewiacji seksualnych. Ale przemoc seksualna nie jest popełniana tylko przez "zboczeńców", jak sugeruje Feri, podobnie jak wykorzystywanie dzieci nie jest popełniane tylko przez pedofilów: w obu przypadkach chodzi o poczucie władzy.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz