Nie mogę uprawiać seksu. Historia kobiety cierpiącej na pochwicę

Veronika Mikešová
| 24.3.2022 | 1 komentarz
Nie mogę uprawiać seksu. Historia kobiety cierpiącej na pochwicę
Zdroj: Shutterstock

Bolesne lub uniemożliwione wprowadzenie do pochwy członka, palca czy jakiegokolwiek przedmiotu, niezależnie od woli kobiety. To była pierwsza definicja, którą przeczytałam po wrzuceniu w wyszukiwarkę hasła „Nie mogę uprawiać seksu”. Osiem lat temu, po pierwszej próbie odbycia stosunku z penetracją, odkryłam pewną część mojego ja.

Życie z pochwicą to historia pełna emocji, prób odnalezienia się w roli kobiety, poszukiwania kobiecości, poczucia zaufania i miłości do samej siebie. To próba pokonania strachu i wstydu, odkrycia tego, co świadome i nieświadome, wreszcie poznawanie własnego ciała. Typowym objawem pochwicy są mocne, mimowolne skurcze jednej trzeciej mięśni otaczających zewnętrzną stronę pochwy. Ciało kobiety często reaguje skurczem już przy dotknięciu okolic pochwy lub na samą myśl o penetracji. Skąd się u mnie wzięła? I dlaczego wybrała właśnie mnie? Krok po kroku starałam się znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Czy to samo przejdzie?

Osiem lat temu, kiedy z partnerem podjęliśmy pierwszą próbę odbycia stosunku z penetracją, nareszcie przyznałam, że coś jest nie tak. Okropny ból całkowicie uniemożliwiał wprowadzenie członka. To był moment, kiedy nareszcie przestałam bagatelizować sprawę.

Przekonywałam samą siebie, że prędzej czy później samo przejdzie. Aż w końcu dotarło do mnie, że włożenie do mojej pochwy czegokolwiek będzie utrudnione lub całkowicie niemożliwe.

Ten uporczywy ból, który sprawiał, że nie mogłam używać tamponów, wyjaśniłam sobie w prosty sposób. Młode dziewczyny często mają problemy z włożeniem tamponu do pochwy przed rozpoczęciem życia seksualnego. To nic takiego. Na to, że nie jestem w stanie wytrzymać podczas badania ginekologicznego, mają wpływ negatywne doświadczenia z poprzednich badań, tłumaczyłam sobie. Przekonywałam samą siebie, że prędzej czy później samo przejdzie. Aż w końcu dotarło do mnie, że włożenie do mojej pochwy czegokolwiek będzie utrudnione lub całkowicie niemożliwe. Kiedy uświadomiłam sobie, że „samo” raczej nie przejdzie a przyczyna jest poważniejsza, umówiłam się do seksuologa. Lekarz powiedział, że cierpię na pochwicę pierwotną, przepisał mi miejscowe środki znieczulające i zalecił rozciąganie. Czyli wsuwanie do pochwy palców lub dilatorów. Rozciąganie zaleca się zwykle w ramach leczenia ogólnego.

Tyle że dilatory nie pomogły. Po prostu nie dało się ich wsunąć. A moja frustracja rosła. Zrozumiałam, że klucz do wyleczenia się z pochwicy jest gdzieś w mojej głowie. Na początku uzgodniliśmy z partnerem, że na jakiś czas zrezygnujemy z penetracji i skupimy się na innych technikach. Rozpoczęłam trwającą wiele lat podróż w głąb siebie. Szukałam kobiecości, pewności siebie, miłości do swojego ciała i do siebie samej. Uczyłam się, jak kochać życie i brać garściami z tego, co dobrego przynosi. Starałam się zmienić sposób myślenia i skupić się bardziej na przeżywaniu rzeczy dobrych, a nie złych, które są oczywiście nieodłączną częścią życia. Uczyłam się, jak przyjmować złe wiadomości, ale jednocześnie im się nie poddawać.

To była bardzo długa i wyboista droga. Na horyzoncie wciąż nie widać końca. Ogromnym wsparciem był dla mnie mój partner, który pomógł mi w odnalezieniu drogi do samej siebie. Bez niego raczej nie dałabym rady. Można powiedzieć, że zastąpił mi terapię u psychologia, na którą w innym wypadku musiałabym pójść. Pokazał mi, jak kochać i akceptować siebie właśnie taką, jaka jestem. Nauczył mnie patrzeć na siebie jego oczami. Czas bez penetracji, na który się umówiliśmy, przedłużył się do dwóch i pół roku. Zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Była też kolejna kwestia – pragnęliśmy dziecka. Znów sięgnęłam po dilatory i tym razem, ku mojemu zdziwieniu, poszło o wiele lepiej.

Na tym etapie byłam już w stanie znieść badanie ginekologiczne i stosunek z penetracją, starałam się zajść w ciążę. Po kilku miesiącach rzeczywiście się udało i wymarzony bobas był w drodze.

Strach przed porodem

Badania ginekologiczne były na początku trudne, ale znośne. Pod koniec ósmego miesiąca ciąży zaczęło do mnie naprawdę docierać, że czeka mnie poród. Odganiałam te myśli i powtarzałam sobie, że mam dużo czasu i nie muszę się teraz nad nim zastanawiać. Prawda jest taka, że strasznie się bałam.

Zapytałam mojej ginekolożki, czy poród może pogorszyć pochwicę. Uspokoiła mnie, tłumacząc, że to dwa odrębne procesy. W przeciwieństwie do pochwicy poród jest kwestią czysto fizjologiczną, a ciało wie, co robić. Miałam się nie martwić. Tyle że oczywiście martwiłam się dalej.

Nie wiem, czy pochwica miała jakiś wpływ na mój poród. Ale pewne jest, że poród miał wpływ na pochwicę, i to całkiem spory.

Nie miałam pojęcia, jak zareaguje moje ciało, ale postanowiłam mu zaufać. Wierzyłam, że jeśli go posłucham i zrobię wszystko, co mi podpowie, sprawy potoczą się gładko. Do porodu podeszłam więc z pokorą i dużym zaufaniem do mojego ciała. Rodziłam siłami natury, bez komplikacji. Mnie i mojej córce nic się nie stało. Moje ciało przeszło niełatwą próbę i pokazało, że potrafi urodzić zdrowie dziecko. Nie wiem, czy pochwica miała jakiś wpływ na mój poród. Ale pewne jest, że poród miał wpływ na pochwicę, i to całkiem spory.

Dwanaście tygodni po porodzie zdecydowałam się, po długiej przerwie, ponownie spróbować stosunku z penetracją. Byłam jako tako zagojona i wiedziałam, że im dłużej będę zwlekać, tym gorzej. Pierwsze zbliżenia były bolesne. Nie wytrąciło mnie to z równowagi, bo zakładałam, że tak będzie. Najciekawsze było to, że za każdym razem seks stawał się coraz lepszy. Po kilku tygodniach byłam w szoku. Nareszcie zrozumiałam, co nas omijało i jak cudowny może być seks. Zaczęłam w pełni korzystać z życia i uzyskałam nad nim kontrolę, której tak mi brakowało. W reakcji na naturalny proces, jakim jest poród, moja podświadomość rozwiązała te traumy, które stanowiły przyczynę pochwicy. Kobieta w trakcie porodu przestawia się na tak zwany tryb „zwierzęcy”, czyli wyłącza głowę i działa instynktownie. Prawdopodobnie właśnie wtedy pozwoliłam mojemu ciału i psychice na uzdrowienie. Nasz mózg jest tak zaprogramowany, żeby umieć wyleczyć się z traumy. Wystarczyło pozwolić zadziałać jego „zwierzęcej” części (ewolucyjnie najstarszej) i na chwilę wyłączyć neokorteks (część ewolucyjnie najmłodszą).

Traumy ukryte w ciele

Trauma bywa rozumiana błędnie lub w sposób niepełny. Chodzi nie tyle o uświadomione, tragiczne doświadczenia z przeszłości, co raczej nieuświadomioną, biologiczną reakcję stresową w obrębie naszego układu nerwowego. Większą rolę niż samo wydarzenie odgrywa pamięć ciała. Przede wszystkim pamięć implicytna, fizyczna, nieświadoma. Pamięć, która towarzyszy nam przez całe życie od chwili poczęcia i zapamiętuje wszystko, co postrzegamy zmysłami, co wprowadza nas w ruch i zmusza do akcji. W naszym życiu mogą przytrafić nam się sytuacje całkowicie banalne, które świadomie uznalibyśmy za zwyczajne. Nasze ciało może być jednak innego zdania. W nieświadomych śladach pamięciowych mogą one zostać zapisane jako na tę chwilę zbyt obciążające.

Nie mamy świadomego wpływu na to, jak zareagujemy na traumę. Tak się po prostu dzieje, procesy te znajdują się poza naszą kontrolą. Przeciążony układ nerwowy podaje sobie rękę z naszym ciałem i wywołuje symptomy w dowolnej jego części – na przykład pochwicę w pochwie. Nawet jeśli w ciele dochodzi do innych, naprawdę „niekorzystnych procesów”, to mogą one pozostać bezobjawowe, jak pisze fizjoterapeutka Radka Tomášková, która zajmuje się tematem pochwicy.

W przypadku pochwicy często mówi się o wydarzeniach, które aktywują układ nerwowy i prowadzą do jego przeciążenia. Mogą to być badania pochwy lub inne badania ginekologiczne. Trauma może pojawić się po rozmowach o stosunku płciowym jako o czymś uwłaczającym albo o tym, jak bardzo boli pierwszy stosunek, wizyta u ginekologa i poród. Może też uruchomić się po operacji w okolicach miednicy, po porodzie, poronieniu, niechcianym seksie lub długotrwałych staraniach o dziecko. Wywołać ją może „zwyczajne” zapalenie dróg moczowych i wiele innych życiowych sytuacji. Trauma może, ale nie musi pojawić się w momencie, kiedy „tylko” widzimy lub słyszymy o traumatycznym wydarzeniu.

Według badań z 2009 roku, w którym wzięło udział 89 kobiet cierpiących na pochwicę pierwotną, dla rozwoju dysfunkcji istotnymi czynnikami były traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa oraz przeświadczenie, że seks jest rzeczą złą lub uwłaczającą. Pochwica, tak jak inne podobne dysfunkcje, jest efektem kompleksowej i niekończącej się analizy przeprowadzanej przez układ nerwowy, który towarzyszy nam przez całe życie i dba o przetrwanie naszego organizmu. W przypadku pochwicy nasz układ nerwowy na podstawie zbyt intensywnego wydarzenia, które przeżyliśmy, widzieliśmy lub o którym słyszeliśmy, uznaje penetrację za niebezpieczną, niepożądaną lub zagrażającą życiu. Wydaje się logiczne, że ciało instynktownie się przed nią broni, tłumaczy Radka Tomášková.

Czego nie należy mówić kobiecie cierpiącej na pochwicę:

  • Wypij dwa kieliszki wina i zobaczysz, że pójdzie samo!
  • Musisz się wcześniej zrelaksować, poćwicz, pomedytuj, weź gorącą kąpiel.
  • A może jesteś lesbijką?
  • Każdą z nas to czasami boli, nie ma się czym przejmować...
  • Naprawdę istnieją kobiety, które mają z tym problem?

 

Zagraniczne źródła podają, że pochwica dotyka procentowo dużej liczby kobiet. Jednak stworzenie miarodajnej statystyki jest kłopotliwe, bo kobiety rzadko zwierzają się z dolegliwościami tego typu. Statystyki opierają się więc głównie na założeniach. Szacuje się, że problem dotyka od 5 do 17% kobiet, jak podają badania z 2010 roku.

Nie twierdzę, że udało mi się wyleczyć pochwicę, ale zagoniłam ją do kąta. Ciąża stanowiła ostatni krok na drodze do pełnego doświadczenia. Dlaczego akurat ciąża? Kluczową rolę z pewnością odegrał fakt, że przez moją pochwę przeszło dziecko. A skoro zmieściło się w niej dziecko, to dlaczego nie mogłoby się tam zmieścić coś o wiele mniejszego? Ale nawet nie to było najważniejsze.

Poród był dla mnie momentem istotnej przemiany. Przywrócił mi kobiecość. Odnalazłam się w roli, którą dysfunkcja przede mną zamykała. Zakończył proces samoakceptacji i miłości do samej siebie, nad którymi pracowałam tak długo. Chciałabym, żeby kobiety cierpiące na pochwicę nareszcie mogły dowiedzieć się więcej na jej temat. Zwłaszcza tego, że nie są same, że wina nie leży po ich stronie a leczenie jest możliwe. Bo to nie pochwa jest przyczyną pochwicy.

Dyskusja dot. artykułu

W sumie 1 komentarz

Zostaw komentarz