Życie po życiu. Przewodnik po tym, jak być seniorką w Polsce

seniorka
seniorzy
starość
Marta Nowak
| 5.4.2022
Życie po życiu. Przewodnik po tym, jak być seniorką w Polsce
Zdroj: Shutterstock

Racuchy dla wnuków i krzyżówka o życiu Karola Wojtyły? Koncert w filharmonii i protesty KOD? A może suknia w panterkę i tatuaż na łopatce? Postanowiłam się zastanowić, jaki wizerunek w polskiej rzeczywistości mają seniorki. Jak się o nich myśli, mówi i na co im pozwala.

Niedawno rozmawiałyśmy z przyjaciółkami o starzeniu się – najwyraźniej zainspirowane znaną prawdą, że w życiu szczególnie warto zajmować się nieszczęściami, które jeszcze się nam nie zdarzyły, a może po prostu chcąc zawczasu (mniej więcej z dwudziestoletnim wyprzedzeniem) zacząć się przygotowywać na nieuchronnie nadciągającą smugę cienia. Po tej rozmowie jakoś nie mogłam przestać myśleć o kobiecej starości. Nawet nie o jej najstraszniejszych obliczach, o biedzie, chorobach, samotności (zastrzegam, że to nie o tym będzie mowa, żeby nikt na wstępie nie przestraszył się ponurego społecznego raportu). Ale jak o etapie, na którym kobiety przestają być widzialne dla reszty świata. I nikomu za bardzo nie przychodzi do głowy, że one kiedyś też miały życie.

Rodzina albo jej brak

Ponieważ, jak wiadomo, najważniejsza dla Polaków jest rodzina, podstawową rolą seniorki wciąż jest bycie ciepłą, kochającą babcią. Seria skojarzeń: zapach ciasta, wykrochmalone firanki, robótka na drutach, fartuszek, a pod fartuszkiem wełniany bliźniak. Na urodziny dostajesz herbatę owocową z kubkiem i Doppelherz. Jak nikt umiesz wywabiać plamy z trawy z dziecięcych spodni, zaplatać warkocze i smażyć racuchy. Jesteś katoliczką, cieszysz się z pierwszej komunii wnuczki i w piątek przyrządzasz rybę, ale z tym kościołem to też nie przesadzaj, nikt nie chce odwiedzać nawiedzonej radiomaryjnej baby w moherze. A to byłoby wielkie nieszczęście, bo jako babcia z zasady żyjesz życiem swoich dzieci i kochasz opiekować się ich przychówkiem – oczywiście bez wynagrodzenia, wyłącznie dla własnej przyjemności. W końcu samorealizacji za pomocą świadczenia darmowej pracy opiekuńczej odmawiają tylko dziwne egoistki mające błędne pojęcie na temat swojej roli w rodzinie. Jeśli raz w tygodniu grasz ze koleżankami w brydża czy chodzisz na uniwersytet trzeciego wieku – tyle wystarczy, żeby uznać cię za aktywną, towarzyską staruszkę. Jeśli potrafisz obsługiwać smartfona i wiesz, co to aplikacja – ooo, brawo, jesteś już bardzo nowoczesną babcią! I tylko czasem, w koszuli nocnej, przed pójściem spać o dwudziestej pierwszej, patrzysz sobie w oczy w lustrze, a przez głowę przebiega ci myśl: is that all there is? Żartuję, wcale nie przebiega, bo przecież już nie masz żadnych własnych pragnień ani tęsknot oprócz tego, żeby wnuki przyjechały.

Zastanawiasz się, jaką będziesz seniorką?

Kim możesz być, jeżeli nie babcią? Proszę bardzo, inna rola – samotna seniorka. Jest taki stary spot fundacji Mali Bracia Ubogich, która co roku organizuje świąteczne kolacje dla samotnych starszych ludzi. Sprawa jest słuszna, a spot (2016, Papaya Films) bardzo dobry – serce się kraje i każdy człowiek, który posiada duszę, od razu ma ochotę sypnąć pieniędzmi albo zapisać się na wolontariat. W filmie staruszka, odświętnie ubrana, siedzi samotnie tle choinki przy stole nakrytym białym obrusem, z talerzem zupy i herbatą. Przedtem myśli jeszcze o tym, że chętnie przygotowałaby obfitszą wigilijną wieczerzę, ale właściwie nie ma dla kogo. I nic dziwnego, nie mamy przecież w Polsce modelu, w którym starsze samotne kobiety zastępują nieobecną rodzinę przyjaciółkami, z którymi dają sobie nawzajem wsparcie, zainteresowanie i czas; koleżanka może być najwyżej erzacem Rodziny. Seniorka ze spotu – schludna, skromna, cicha, gospodarna, tęskniąca za bliskimi, którzy są gdzie indziej („z dwieście uszek czasem się nalepiło i wszystko znikało”) – budzi specjalną emocję, jakby zarezerwowaną wobec starszych ludzi: mieszankę sympatii, rozczulenia i współczucia. To uczucie nie jest złe jako takie – ale nie znam nikogo, kto chciałby je sam wzbudzać w innych. Jest jakaś infantylizacja w tym, że dorosła kobieta w oczach dwudziesto- albo trzydziestolatków robi się smutno-słodka jak małe pieski w schronisku. Boże, zachowaj nas wszystkich od samotności na starość, niewidzialności na co dzień i rozczulonych min obcych ludzi od święta.

Pasje i hobby

W ramach naukowego researchu do tego tekstu – nie chcę przecież wysnuwać diagnoz wyłącznie z własnej głowy – przeczytałam opublikowany trzy lata temu artykuł dr hab. Olgi Dąbrowskiej-Cendrowskiej, w którym autorka zanalizowała polską prasę skierowaną do kobiet 50+. Tematy, które są tam najczęściej poruszane, stanowią materiał o tyle ciekawy, że – jak zazwyczaj w mediach – w pewnej mierze odpowiadają na faktyczne zainteresowania grupy docelowej, a w pewnej kreują obraz tego, czym takiej grupie interesować się wypada. Rzeczywiste proporcje w tej samonapędzającej się machinie trudno wyczuć. Ale w każdym razie – drogie panie, oto, jaka barwna przyszłość nas według tej prasy dla seniorek czeka.

I tylko czasem, w koszuli nocnej, przed pójściem spać o dwudziestej pierwszej, patrzysz sobie w oczy w lustrze, a przez głowę przebiega ci myśl: is that all there is? Żartuję, wcale nie przebiega, bo przecież już nie masz żadnych własnych pragnień ani tęsknot oprócz tego, żeby wnuki przyjechały.

Będziemy dbać o zdrowie własne oraz najbliższych (najlepiej tanimi, domowymi sposobami – na wątrobę nie ma to jak odwar z dębu, a pestki słonecznika działają antyrakowo). Opiekować się wszystkimi – i własnymi rodzicami czy teściami, i wnukami. Pasjami piec i gotować. Upiększać dom i ogród (walka ze smugami na parkiecie i praktyczne filcowe podkładki DIY). Dysponować praktyczną wiedzą z zakresu prawa (funkcjonowanie domów opieki, pożyczki w SKOK-u, fałszywe esemesy). Kierować myśli ku Bogu (katolickiemu), interesować się Maryją i św. Janem Pawłem II (dla porządku dodam, że konkretnie Maryi ani Jana Pawła II Dąbrowska-Cendrowska nie wymienia w artykule, ale też mam oczy i umiem przewertować tę i ową gazetkę). Z prasy dla kobiet 50+ dowiemy się też, jak bez ekstrawagancji dbać o urodę (usuwać przebarwienia sokiem z cytryny czy dobierać kamizelki do figury). Nieduże działy podróżnicze pomogą wybrać, w jakie malownicze miejsce w kraju warto się wybrać z rodziną, ale już o kulturze nic nie znajdziemy. Jeśli seniorka ma chwilę czasu po ogarnięciu całego świata, to może sobie zrobić krzyżówkę na osiemnastej stronie.

Sekretne życie seniorów

To wspaniale, że o seksualności i wielu jej odcieniach mówi się coraz więcej. O ile dotyczy to ludzi w określonym wieku. I do określonego wieku. Poza tymi granicami temat wywołuje zażenowanie, wstyd, zaprzeczanie… Ze szkodą dla wszystkich. 

WIĘCEJ: Sekretne życie seniorów: seks nie znika na starość, po prostu bardziej się go wstydzimy

 

Oczywiście, ten oczekiwany tryb życia nie jest stosowany bezwarunkowo do stu procent kobiet w Polsce. Jeśli seniorka jest z wyższej klasy średniej, ma solidny kapitał kulturowy i dobrą pozycję zawodową, niekoniecznie musi na zmianę odmawiać różaniec, myć okna i robić weki. Sześćdziesięcio- czy siedemdziesięcioletnia profesorka, prawniczka, psycholożka, artystka to akurat taka osoba, która wybierze się do teatru i na spotkanie autorskie, ma dużą biblioteczkę, lubi kino i potrafi odróżnić Bacha od Beethovena. Może być ateistką czy liberałką albo mieć lewicowe poglądy (dobry sposób na świetną relację z wnuczką: wesprzeć ją w walce o prawo do aborcji). Może uważnie śledzić życie publiczne, zamiast „Pani Domu” wybierać „Politykę” czy „Tygodnik Powszechny”. Nikt nie zabrania jej też angażować się w aktywizm – na marszu KOD tak samo można poznać nowych znajomych, jak w liceum w Extinction Rebellion, a nagrodę specjalną w plebiscycie „Superbohaterka Wysokich Obcasów” w tym roku dostała Babcia Kasia. Nie jest tak, że wiek musi odebrać nam życie kulturalne, intelektualne i polityczne – o ile tylko mamy niezbędne środki (na przykład, hej, pieniądze).

Piękna w każdym wieku

No dobrze, ustaliłyśmy już, że w kulturze obecny jest model, w którym w zaawansowanym wieku zachowujemy intelekt – ale co z (zaszarżujmy) urodą? Czy na starość musimy w cichości ducha żyć swoim bogatym życiem wewnętrznym, czy też da się nadal wchodzić ze światem w interakcje w taki sposób, do jakiego wiele z nas przyzwyczaja się w pierwszej połowie życia – widzialnej, atrakcyjnej, stylowej kobiety?

W listopadowej reklamie marki Yes – tej z Katarzyną Zillman całującą dziewczynę i Aleksandrą Żebrowską karmiącą piersią w galerii sztuki – kolejne nowatorskie, szokujące oblicze kobiecości prezentuje 74-letnia Christina Flagmeier jako stylowa seniorka w jaskrawym futrzanym płaszczu i z tatuażem tygrysa na dekolcie. Kilka lat wcześniej szerokim echem odbiła się kampania polskiej marki modowej Bohoboco, w której wystąpiła 80-letnia wówczas Helena Norowicz. Wizerunki kobiet w zaawansowanym wieku także w Polsce zaczynają pojawiać się w reklamach innych niż klejów do protez. I kiedy zastanawiam się, jaki wpływ pokazywanie w mediach pięknych seniorek ma dziś na tak zwane zwykłe życie, myślę: owszem, dzięki nim wychodzi na to, że „można być piękną w każdym wieku”. Tyle że polskie emerytki prawdopodobnie utożsamiają się z Norowicz albo Flagmeier (albo, dajmy na to, Sophią Loren, Helen Mirren i Jane Fondą) mniej więcej tak jak ja z Anją Rubik czy Bellą Hadid. A im bardziej data urodzenia nie pasuje do tego, co uznawane za atrakcyjne, tym bardziej trzeba spełnić wszystkie inne społeczne wymogi dotyczące kobiecego wyglądu.

Uderzające jest, do jakiego stopnia współczesna zinfantylizowana babunia jest zaprzeczeniem tej od wieków obecnej w kulturze i mitologii wizji mądrej starej kobiety.

Mam wrażenie, że na obecnym etapie urodowej inkluzywności głównego nurtu istnieje niepisana zasada jednego odstępstwa od kanonu na osobę (a kanonem jest, jak wiemy, młoda, zgrabna, pełnosprawna dziewczyny o symetrycznej twarzy). Jesteś plus size? OK, ale wtedy spełniaj wszystkie inne warunki atrakcyjności (wiek, buzia, sprawność) i jeszcze bądź zbudowana jak klepsydra. Poruszasz się na wózku, masz bielactwo czy zwracający uwagę trądzik? Dobra, ale miej piękne rysy i doskonałą figurę. A jeśli chcesz uchodzić za atrakcyjną po sześćdziesiątce – oczywiście da się, tylko bądź szczupła, zadbana, elegancka i niech nie będzie po tobie widać chorób. Propozycja stylizacji: mała czarna do kolan, buty na obcasach (spuchnięte kostki odpadają), czerwona szminka, złote pierścionki. Inna, bardziej naturalna propozycja: hipisowsko rozpuszczone długie siwe włosy, kaszmirowy sweter, lniane spodnie, bose stopy ze zrobionym pedicure, a na twarzy łagodny uśmiech joginki. Proszę, można być piękną – także w oczach młodszych od siebie – seniorką. Tylko na ile to osiągalne?

Nie zapomnijmy jeszcze o pewnej genderowej różnicy. O ile zadbany, elegancki starszy mężczyzna z łatwością może być postrzegany jako seksowny silver fox (taki typ jak George Clooney, a przedtem Sean Connery) i bez żenady umawiać się z młodszymi od siebie kobietami – to kobieta 60+, nawet zgrabna, o gęstych włosach i świetlistej twarzy, przy próbach flirtu z młodszymi mężczyznami wciąż wydaje się społeczeństwu godna politowania i śmieszna, wpisująca się w stereotyp drapieżnej kuguarzycy, która nie umie przejrzeć się w lustrze. Ale dobrze, niech żywi (a raczej żywe) nie tracą nadziei, podobno na fajfie w Ciechocinku pani wciąż może poprosić pana. Kiedy rodzina nie patrzy i nikt o kilkadziesiąt lat młodszy nie zbulwersuje się faktem, że babcia Krysia jeszcze pamięta, jak się trzepocze rzęsami.

***

Rumiana babuleńka jak z reklamy powideł, biedna pani pisząca rozczulający list do świętego Mikołaja dla seniorów, czerpiąca wiedzę o zdrowiu z kolorowej gazetki staruszka, która nie wie, co to Google, a nawet ta śmieszna emerytka, która wbrew metryce chciałaby wciąż mieć życie miłosne – jest w tych wszystkich wizjach coś upupiającego i infantylizującego, a przez to przeraźliwie smutnego. Czy mimo całego bagażu doświadczeń właśnie tak będziemy traktowane pod koniec życia – jak dzieci, słodkie, nieporadne, wyzute z seksualności? Czy to kult młodości, czy patriarchat, czy realia społeczno-ekonomiczne, czy to wszystko razem wzięte i zmiksowane w ohydną zupkę?

Myślę sobie o książkach jungowskich psycholożek – choćby „Biegnącej z wilkami” dr Clarissy Pinkoli Estés – w których wspominany jest archetyp starej kobiety jako mędrczyni, przewodniczki, szamanki, nauczycielki, znachorki (bynajmniej nie takiej, której ekspertyza kończy się na jedzeniu antyrakowych pestek moreli wedle porady z „Chwili dla Ciebie”). Matka Ziemia, bogini ciemności i magii Hekate, Babcia Wierzba z „Pocahontas” – jak to bywa z archetypami, lista skojarzeń lepiej niż definicja wyjaśnia, o co dokładnie chodzi. Uderzające jest, do jakiego stopnia współczesna zinfantylizowana babunia jest zaprzeczeniem tej od wieków obecnej w kulturze i mitologii wizji mądrej starej kobiety. U jungistek w rodzaju Estés kobieca starość jest jak najściślej związana z wiedzą, mądrością, rozwojem (a może raczej: ukoronowaniem całożyciowego rozwoju), z oddawaniem światu czegoś, co wzięło się z niego we wcześniejszej fazie życia. Jest w tej figurze miejsce na opiekę i ciepło, na sprawczość i posłuch, ale też na humor i swobodę. Jest widzialna, pełnowymiarowa, niezredukowana do jednej roli. Przywołuję tę jakoś mało obecną we współczesnej polskiej – zachodniej? europejskiej? – kulturze postać, bo budzi we mnie nadzieję, że jednak da się inaczej.

I kiedy myślę o kobiecej starości, to właśnie ją chciałabym mieć w głowie – w kontrze do słodkiej babci, której już nic nie wolno.

Dyskusja dot. artykułu

Nikt nie dodał jeszcze komentarza do dyskusji

Zostaw komentarz